Inwestowanie w sztukę staje się coraz bardziej popularne w Polsce. Obrazy mistrzów, abstrakcyjne rzeźby czy stare krajobrazy mogą się z początku wydawać nieosiągalnym sposobem na powiększenie swojego kapitału. Licytacje z kolei kojarzą się nam najczęściej z milionerami kupującymi kolejne dzieła warte słone sumy, a ich kolekcje z obrazami Picassa czy Warhola. Rynek sztuki jest jednak dużo bardziej złożony. Składa się na niego wiele różnych dziedzin, a poświęcenie się mu może okazać się bardzo opłacalne.
By móc jednak docenić ten dynamicznie rozwijający się rynek, trzeba go poznać od podstaw i zagłębić się choć trochę w kilka fundamentalnych praw nim rządzących. Dzięki temu podstawowemu dokształcaniu się pierwsze kupione dzieło zachęca do kupowania następnych, a zwykła forma zarobku staje się pasją, a czasem nawet obsesją.
– Kolekcjonować sztukę może każdy. Inwestować w nią w zasadzie też, ale jak w przypadku każdej innej formy inwestycji, by uniknąć błędów, potrzeba trochę rynkowej wiedzy i obycia. Przy czym w przypadku sztuki ta wymagana wiedza ma dość specjalistyczny charakter. Dotyczy nie tylko rynku, ale i przedmiotu inwestycji. Trzeba znać zasady funkcjonowania domów aukcyjnych, wiedzieć, jakie nazwiska i dzieła są popularne – tłumaczy Sara Kiedroń, pomysłodawczyni i współzałożycielka Numarte.com – pierwszej polskiej platformy art-intelligence.
Kto i po co?
Wraz ze wzrostem popularności inwestowania w sztukę w Polsce po paru niezwykle udanych dla niej latach można wyodrębnić kilka grup klienckich, które różnią się i formą inwestowania w dzieła, i celem ich aktywności.
Na pierwszą taką grupę składają się klienci wysoce wyspecjalizowani. Ci inwestorzy posiadają bardzo szeroką wiedzę związaną z jednym, wąskim aspektem rynku sztuki. Tacy klienci zwykle współpracują ze swoimi marszandami i pośrednikami w celu znalezienia wyjątkowego dzieła. Rzadko kupują na rynku pierwotnym.
Kolejnymi klientami są tacy, którzy w licytowaniu dzieł sztuki szukają jak najwięcej sposobów na przechowanie i pomnożenie swojego kapitału. Ich wybory są niezwykle heterogeniczne, brak w nich spójności. Interesują się prawie każdym wycinkiem historycznym w sztuce i prawie każdym artystą, byle by to było opłacalne. Tacy intensywnie eksplorują oferty domów aukcyjnych i współpracują z pośrednikami.
Kolejna grupa charakteryzuje się emocjonalnym podchodzeniem do rynku sztuki. Przy wyborze dzieł rzadko kierują się potencjalnym dochodem, z reguły zaś wizualnym aspektem kupna. Tacy klienci żyją w swoim świecie niebanalnej estetyki, a ściany ich domów zapełnione są przeróżnymi, lecz zawsze wartościowymi dziełami. Mają oni szansę na powiększenie swojego kapitału, lecz za ich inwestycja stoją inne, bardziej emocjonalne przyczyny.
Sztuka inwestowania w sztukę
By kolekcjonowanie dzieł nie było tylko pasją i często miłym oderwaniem się od rzeczywistości, należy stosować się do paru zasad funkcjonujących od zawsze na rynku sztuki. Zrozumienie paru prostych schematów i procesów zachodzących w tej branży często może wystarczyć, by pierwsza inwestycja przerodziła się w lukratywny biznes.
Kwestia czasu
Najważniejszą cechą dobrego kolekcjonera i inwestora w rynek sztuki jest cierpliwość. Inwestycja w sztukę powinna być bowiem inwestycją o horyzoncie co najmniej dziesięcioletnim. Klient kupując dzieło znanego artysty, może mieć pewność, że kupnem pomnoży swój kapitał, ale nie od razu. Często jednak zainteresowany może przepłacić za wymarzoną pracę. Jest to bardzo częste zjawisko spotykające żółtodziobów.
– Mechanizm współzawodnictwa często powoduje, że na aukcjach obrazy zostają upłynnione po zawyżonych cenach. Niektórzy kolekcjonerzy, albo niektóre muzea, potrafią się bić do upadłego o obiekt. I w ten sposób windują jego cenę. Dlatego każdy inwestor powinien bardzo chłodnym okiem oceniać, czy cena obrazu jest racjonalna – przyznaje dr hab. Krzysztof Borowski, profesor Szkoły Głównej Handlowej.
Jakość, nie ilość
Ważnym aspektem owocnego inwestowania w sztukę jest dobra strategia. Kupowanie „na sztuki” tańszych czy droższych obrazów nie ma sensu. Takiego klienta bardzo szybko może dotknąć niezwykle przyziemny problem; brak miejsca na domowych ścianach. Dodatkowo dzieła niby tanie, lecz o małej realnej wartości zwykle nie są dobrą inwestycją. Wielu polskich kolekcjonerów, zaczynając bez potrzebnego doświadczenia, teraz męczy się z często olbrzymią, lecz bezwartościową kolekcją. Warto więc zbierać pieniądze i raz w roku kupić naprawdę wartościowe dzieło, które w przyszłości przyniesie oczekiwany zysk.
Moda na sztukę
Co może wydawać się najbardziej niestabilną, skomplikowaną, a zarazem ekscytującą częścią inwestowania w sztukę, to trendy i mody panujące na jej rynku. Nie zawsze najcenniejsi będą Fangor, Kossak czy Abakanowicz. Trendy na rynku sztuki zmieniają się bardzo dynamicznie i tylko całkowite oddanie się temu szalonemu systemowi może przynieść płodne rezultaty.
Idealnym przykładem gwałtownych zmian na rynku sztuki jest zjawisko drastycznego spadku cen francuskich impresjonistów w drugiej połowie lat 90. XX wieku. Dziesięć lat wcześniej Japończycy napompowali ceny obrazów Moneta, Degasa czy Renoira do niebotycznych poziomów, by potem zaobserwować konsekwentny spadek ich cen. W Polsce jednym z bardziej wyróżniających się trendów na ich złożonym tle była moda na dzieła prymitywisty Nikifora Krynickiego. Przyczyną tego zjawiska była premiera filmu ,,Mój Nikifor” z 2004 r.
Domy aukcyjne i ich zasady
Każdy potencjalny inwestor powinien zawsze sprawdzić pewność źródła, z którego swoje pierwsze czy już kolejne dzieła kupuje. Najróżniejsze targi czy jarmarki, choćby ten słynny na warszawskim Kole, wcale nie są dobrym miejscem na zakupy obrazów. Nie wiadomo, czy nie ma się do czynienia z doskonałym falsyfikatem czy po prostu czymś zupełnie innym. Internetowy serwis aukcyjny również nie wydaje się być tym, czego dobry inwestor powinien szukać. Najbardziej poprawną formą kupowania dzieł są więc renomowane domy aukcyjne lub galerie.
Domy aukcyjne w Polsce cieszą się zrozumiała popularnością i owocną działalnością. Te, które mają prawdziwe znaczenie na polskim rynku sztuki, to: Sopocki Dom Aukcyjny, DESA, Polswiss Art i Agra-Art. Ich zbiory i działalność różnią się w jakimś stopniu od siebie, lecz podstawowy obrót prac na licytacjach pozostaje ten sam. Ich funkcjonowanie może wydawać się czarną magią na samym początku, ale tak naprawdę ich praca jest logiczna i spójna. Sama licytacja, w zależności od jej dynamiki, może trwać od godziny do dwóch. Same jednak do niej przygotowania mogą zająć kilka miesięcy. Sfotografowanie obiektów, otrzymanie odpowiednich ekspertyz i wreszcie stworzenie błyszczących katalogów zajmuje dużo czasu, ale bez tego żadne dzieło sprzedane by nie było. Domy aukcyjne pełnią rolę jakby pośrednika w obrocie przedmiotami artystycznymi. Pobierają one procent od sprzedaży obiektu, który zależy od danego twórcy i rangi jego dzieła. Na licytacjach walkę o dzieła zaczyna się od ceny wywoławczej, odpowiednio wyznaczonej na podstawie różnych kryteriów, a potem prawdziwa zabawa się zaczyna.
– Licytowanie na aukcjach działa czasem jak narkotyk. Mechanizm aukcji sprawia, że jej uczestnik niechętnie odstępuje od licytacji dzieła, którego już prawie stał się właścicielem, przynajmniej jedno postąpienie wcześniej. Na tym polega magia aukcji – opowiada Rafał Kamecki, właściciel Artinfo.pl, największego polskiego portalu o sztuce.
Inwestowanie w sztukę wymaga wiele wysiłku, ciągłego dokształcania się w tym temacie, a przede wszystkim czasu. Nie jest to najprostsza forma pomnożenia swojego kapitału, gdyż bez potrzebnej, obszernej wiedzy na temat sztuki, całe zaangażowanie nie będzie warte zachodu. Rynek sztuki, poprawnie zrozumiany, może być jednak niezwykle fascynujący. W odróżnieniu od innych sposobów inwestowania, efektywne angażowanie się w sztukę może dawać ogrom satysfakcji, a – co chyba najbardziej wartościowe – emocjonalnych doznań wypływających z ulubionych dzieł.