Marta Kaczyńska, córka zmarłej tragicznie pary prezydenckiej, wciąż przeżywa tragedię, która wydarzyła się 10 kwietnia w Smoleńsku. W jednym z ostatnich wywiadów podzieliła się z czytelnikami odczuciami, które towarzyszyły jej tuż po tragedii i ujawniła, co powiedziała swoim córkom.
Córka pary prezydenckiej ujawniła, że gdy dowiedziała się o tragedii w Smoleńsku poczuła, że jej życie się skończyło.
Poczułam się tak, jakby mnie nie było, jakby i moje życie się skończyło
Co robiła Kaczyński w dniu tragedii?
Kaczyńska dowiedziała się o katastrofie smoleńskiej z programów informacyjnych. Była wtedy w domu i przygotowywała dla córek śniadanie. Początkowo nie przejęła się pierwszymi komunikatami, bo awarie samolotów, zwłaszcza polskich zdarzały się dosyć często. Następnie media informowały o pożarze, więc córka pary prezydenckiej uspokajała się, że pożar zostanie szybko ugaszony i nikomu nic się nie stanie. Niepokój jednak narastał dlatego zadzwoniła do zaprzyjaźnionych funkcjonariuszy BOR, ale ci nic nie wiedzieli. Około godziny 9.00, czyli 20 minut po tragedii media informowały, że prawdopodobnie nikt nie przeżył katastrofy. Marta Kaczyńska była zszokowana tymi doniesieniami. Wzięła córki za ręce i powiedziała im, że dziadek i babcia nie żyją, bo rozbił się samolot, którym lecieli. Po jakimś czasie do jej domu zaczęły przychodzić różne osoby, które zaoferowały pomoc i wsparcie. Marta Kaczyńska podkreśliła, że w najważniejszej chwili była otoczona przyjaciółmi, dzięki którym było jej łatwiej przetrwać ten horror.
Dziś postąpiłaby inaczej
Marta Kaczyńska przyznała, że gdyby jeszcze raz miała przeżyć taką tragedię, to nie siedziałaby zszokowana w domu, tylko postąpiłaby zupełnie inaczej. Przede wszystkim za wszelką cenę chciałaby polecieć do Smoleńska. Córka pary prezydenckiej dodała, że kiedyś się tam wybierze z całą rodziną.
Źródło: Pomponik