fbpx
Strona głównaWiadomościJak Chiny robią swoich rzeczników prasowych z miliarderów-globalistów i gigantów technologicznych

Jak Chiny robią swoich rzeczników prasowych z miliarderów-globalistów i gigantów technologicznych

-

Prawda jest taka, że Pekin pracuje nad obaleniem kultury globalnych miliarderów i zachodnich gigantów technologicznych od pierwszych dni otwarcia gospodarczego na ów autorytarny reżim.

Gra o wpływy w skali globalnej, w którą gra KPCh, podczas gdy koronawirus pustoszy świat, jest grą, na którą partia przygotowywała się całe dekady, podczas gdy ludzie Zachodu wciąż próbują zrozumieć zasady i oszacować stawki.

Bill Gates obudził zdumienie, gdy w tym tygodniu potępił próby pociągnięcia KPCh do odpowiedzialności za pandemię, którą bezspornie wywołała, nazywając je „odwracaniem uwagi”, w ramach którego „wiele nieprawdziwych i niesprawiedliwych rzeczy” zostało powiedzianych o reżimie komunistycznym. Oświadczył, że „Chiny podjęły wiele słusznych decyzji na samym początku”.

Chińskie media państwowe natychmiast okrzyknęły Gatesa bohaterem, rozsądnym przeciwnikiem „dziwacznych plotek”, które głoszą amerykańscy krytycy KPCh i ich „szaleni zwolennicy” i zaczęły powtarzać jego komentarze we własnych propagandowych programach, co Gates z pewnością przewidział. Każdy, kto ma jakiekolwiek doświadczenie z KPCh wie, że gorliwie śledzi ona zachodnie media, rzuca się na każdy słaby punkt natury politycznej i społecznej, który wypatrzy, a z zachodnich celebrytów, którzy podporządkowują się zasadom, KPCh robi bohaterów. Mówimy o morderczym reżimie, który twierdzi, że Amerykanie nie mają prawa krytykować zamykania ujgurskich muzułmanów w obozach koncentracyjnych, ponieważ w ich własnym kraju wciąż trwają spory na tle rasowym.

Jest szczególnym paradoksem widzieć kogokolwiek związanego z wielkim przemysłem technologicznym broniącego KPCh, ponieważ jej przewinienia to zbrodnie przeciwko informacji: ukrywanie koronawirusa przez tak długo, jak tylko to było możliwe, karanie lekarzy z Wuhan, którzy próbowali powiedzieć prawdę, rozprowadzanie niebezpiecznie fałszywych informacji poprzez Światową Organizację Zdrowia (WHO) i publikowanie fałszywych liczb zakażeń koronawirusem i wywołanych nim zgonów.

Jednym z podstawowych praw rewolucji informacyjnej jest GIGO: śmieci na wejściu – śmieci na wyjściu. Nawet najlepszy system poda błędne wyniki, jeśli zostanie nakarmiony fałszywymi danymi. KPCh nakarmiła fałszywymi danymi światowy system zdrowia. Każdy przywódca, który poważnie potraktował KPCh albo WHO, włączając w to prezydenta USA Donalda Trumpa, jest obecnie mieszany z błotem za powolną i słabą reakcję na pandemię w Wuhan.

Nie jest wcale dziwne, że giganci technologiczni i międzynarodowi magnaci przemysłowi pełnią rolę rzeczników prasowych Pekinu. Zachód popełnił trzy dekady temu okropny błąd, gdy wmówił sobie, że bliskie obcowanie z demokratycznymi krajami z czasem złagodzi tyranię. Jest wręcz odwrotnie. KPCh agresywnie wykorzystuje każdy atut gospodarczy, który jej dano, by wpływać na media i politykę zachodniego świata, czyniąc je bardziej przyjaznymi dla autorytaryzmu.

To świat zachodni zaczyna przypominać ich, a nie na odwrót i proces ten zaczyna się na samym szczycie, ponieważ KPCh ma znaczący wpływ na wiodące figury ze świata przemysłu i mediów masowych.

Najwulgarniejszym przejawem tego wpływu jest to, co badacze wzrostu Chin nazwali „ostrą władzą”: grożenie zagranicznym firmom utratą chińskich inwestycji lub dostępu do nienasyconego chińskiego rynku, jeśli nie podporządkują się interesom politycznym KPCh.

Tradycyjnie, „twarda” władza to siła militarna, a „miękka” to siła dyplomacji. Ostra władza, to dyplomacja, bo jak nie…

Zamożni globaliści doskonale zdają sobie sprawę, że Pekin może ich kosztować miliardy, wystarczy jedno skinienie palca komunistycznego aparatczyka. Przyczynili się do chińskiej kradzieży technologii, ponieważ taka byłą cena robienia interesów w Chinach. Porzucą zachodnią koncepcję wolności słowa bez szczególnych oporów, gdy KPCh nakaże im zmienić ich stronę internetową lub usunąć „obraźliwe” wzmianki o Tajwanie, albo przeprojektować produkty, które zdają się podważać chińskie roszczenia terytorialne. KPCh już stawia żądania ocenzurowania zachodnich wypowiedzi o pandemii koronawirusa, które jej nie odpowiadają.

Żaden z magnatów przemysłowych z wolnych krajów nie stawia bohaterskiego oporu, kiedy KPCh daje im alternatywę: poświęcić swoją wolność lub ponieść wysokie kary finansowe. Firmy te po prostu zaakceptowały, a z czasem stopniowo zinternalizowały fakt, że polityka KPCh ma wyższy priorytet niż zachodnie wartości. To samo dotyczy aktywistów i organizacji pozarządowych. Obrońcy środowiska nie mają nic do powiedzenia o emisji dwutlenku węgla w Chinach ani o zagrożonych gatunkach oferowanych na niesławnych mokrych targach. Podejmowanie walki z Pekinem oznacza dla nich ogromne koszty przy zerowych zyskach politycznych.

Nie ma już nawet potrzeby grozić wprost. Każda firma, która robi interesy w Chinach, rozprowadziła okólniki z bardzo ścisłymi wytycznymi nakazującymi nazywać Tajwan, Tybet i każdą skałę na Morzu Południowochińskim terytorium chińskim. Już dawno nie było żadnych kontrowersji wywołanych korporacyjną „pomyłką”, która rozwścieczyłaby Pekin.

Skorumpowana natura autorytaryzmu jest boleśnie oczywista w przypadku wielkiego przemysłu informatycznego, którego model biznesowy w całości dotyczy komunikowania różnych systemów i transferu informacji. Lekcja, którą powinniśmy obecnie przyswoić, bolesna prawda, którą powinniśmy byli zrozumieć u świtu ery informacyjnej, to to, że wielkie systemy mają skłonność zniżać się do najniższego wspólnego mianownika kontroli. Ci, którzy postępują najbardziej agresywnie, by przepchnąć swoje żądania, zyskują największy wpływ na cały system.

Produkty informacyjne są skrojone tak, by zadowolić rynek z najsurowszą cenzurą. Nikt nie chce wydawać milionów na grę komputerową lub film, którego nie będzie można sprzedać w Chinach. Korporacyjni przywódcy nie lubią myśleć o kompromisach moralnych koniecznych do robienia interesów z reżimem takim, jak Chiny. KPCh o tym wie i dlatego jej ramie propagandowe pracuje bez wytchnienia by dostarczyć zachodnim partnerom wygodnych sposobów myślenia o ich wspólnych relacjach.

Nikt, kto zarabia w Chinach, nie chce mówić o przymusowej pracy lub brutalnym uciszaniu niepokojów politycznych. Chętnie słuchają więc, gdy KPCh sugeruje, by zamiast tego porozmawiać o globalnej współzależności, współpracy, na której każdy korzysta i unikalnych osiągnięciach chińskiej kultury. Najnowsza uspokajająca sumienia narracja dostarczona przez KPCh jej partnerom biznesowym, chętnie przyjęta przez Gatesa, zaleca skupić się na zażegnaniu globalnego zagrożenia zamiast na tym, kto je wywołał.

KPCh ma skłonność przeprowadzania wszelkich dyskusji politycznych w następujący sposób: sprzeciwianie się nam jest kosztowne i trudne. Zostaniesz nazwany rasistą, etnocentrykiem i izolacjonistą przez własne media. Staliśmy się nieuniknionym elementem globalizmu, więc jeśli chcesz wyglądać na globalistę, musisz się z nami pogodzić.

Apel chińskiego dyktatora Xi Jipinga, do forów międzynarodowych przytacza dokładnie te argumenty ubrane w nieco bardziej wzniosłe słowa, a w tym samym czasie jego media państwowe nie mogą nawet napisać wstępniaka bez niewyszukanych gróźb, przerywając ich potok jedynie po to, by wyrazić najgłębsze ubolewania KPCh z powodu strasznego losu, który spotka każdy naród, który się jej sprzeciwi.

Nie wszystkie wpływy KPCh na zachodnich magnatów przemysłowych polegają na przepychankach siłowych i zawoalowanych groźbach. Zachodzi tu szczególnego rodzaju zbieżność ideologiczna. Jak już wspomniano, KPCh agresywnie dowodzi, że pełna akceptacja globalizmu wymaga akceptacji polityki komunistycznych Chin, a stawianie jej oporu jest równoznaczne z izolacjonizmem. Izolacjonizm jest jednym z „izmów”, o które zachodnie elity bardzo nie chcą być posądzane, wraz z rasizmem i seksizmem. Mają coraz bardziej mieszane uczucia, gdy oskarża się je o… kapitalizm.

Zachodnia lewica od dawna flirtuje z „oświeconym” autorytaryzmem, co KPCh umie wykorzystać, łechtając intelektualną próżność elit. Lata rządów Baracka Obamy były świadkiem tego, jak członkowie lewicy fantazjowali o tym, jak wiele prezydent Obama mógłby osiągnąć, gdyby miał władzę taką, jak w Chinach ma Xi Jiping. Manifestacją romantycznych marzeń lewicy o oświeconym siłaczu są rozmaite zjawiska, przez kult takich potworów jak Fidel Castro, aż po intelektualistów z pierwszej połowy XX-tego wieku, którzy zachwycali się Mussolinim, a nawet Hitlerem. Nie potrzeba wiele stymulacji ze strony KPCh, by ludzie, którzy myślą w ten sposób, ujrzeli Xi Jipinga jako mądrego despotę, którego XXI wiek potrzebuje.

Wystarczy spojrzeć na wysyp artykułów w amerykańskich mediach z ostatnich kilku tygodni, zachęcających do przyjrzenia się dokładniej cnotom chińskiej tyranii. CNN rozwodziło się nad tym, jak chiński model „jest oskarżany o kryzys koronawirusa, ale dla wielu jest coraz bardziej atrakcyjny”, mocno sugerując, że oskarżanie Chin jest znacznie mniej racjonalne niż podziwianie ich.

„The Atlantic” dowodził, że chińska cenzura podbiła internet i „wolność wypowiedz już nigdy nie będzie taka sama” ponieważ pandemia nauczyła technologicznych gigantów doceniać jak ważna jest możliwość zakazywania „złych” wypowiedzi i starannego monitorowania wszystkich obywateli. Wolność słowa umarła, Pekin ją zabił, kilku z nas zostało na chwilę przy jej zwłokach, by się pożegnać, zanim ruszymy za Xi w przyszłość oświeconej inwigilacji i kontroli.

Wielki Przemysł i Wielki Biznes są pod silnym wpływem Wielkich Mediów. Wszystkie trzy są na dobrej drodze do zlania się w jedno. Nie ma przemysłu technologicznego większego, niż państwowe chińskie firmy, notorycznie kradnące technologie; nie ma biznesu większego, niż chińska machina kontrolowana przez partię komunistyczną; nie ma mediów większych niż pekińska armia specjalistów od cenzury i propagandy. KPCh wydaje się zachodnim elitom bardziej godna naśladowania, budzi wśród nich więcej podziwu i strachu niż wszystkie pożałowania godne rzeczy dziejące się w ich własnych krajach, z ich niezbywalnymi prawami. Za odpowiednią cenę, przy odpowiednich pochlebstwach, przy odpowiednim zastosowaniu ostrej siły, wszystko może okazać się zbywalne.

Zamknięcie się na Chiny byłoby obrzydliwie kosztowne. Konfrontacja z ich mediami byłaby wyczerpująca. Stawianie im czoła z poziomu międzynarodowych instytucji byłoby ciężką pracą i możliwe, że wymagałoby zdecydowanej afirmacji wartości demokratycznych, kapitalistycznych i ogólnie zachodniej cywilizacji. Narracja KPCh na temat bohaterstwa w obliczu pandemii jest znacznie łatwiejsza do przełknięcia niż niebezpieczna prawda. Giganci technologiczni chcą korzystać z ogromnej władzy, którą skumulowali w swoich rękach, a nie dać się związać przez liliputów popiskujących o swoich prawach do prywatności i wolności wypowiedzi. Organizacje prasowe nie chcą ryzykować wydaleniem z Pekinu. Hollywood nie osiągnie miliardowych zysków bez chińskich pieniędzy.

Dlaczego ludzie, którzy zarobili miliardy na wolnym rynku, tak chętnie podporządkowują się pekińskim normom? To proste: ponieważ nie widzą możliwości zysku w podporządkowywaniu się licznym dezorientującym normom produkowanym przez hałaśliwe populacje ich własnych krajów.

Źródło: breitbart.com

Kategorie

Najnowsze

Najczęściej czytane

Zobacz również