fbpx
Strona głównaWiadomościKonkurencja u bram! Uwaga na zawodowców od przejęć!

Konkurencja u bram! Uwaga na zawodowców od przejęć!

-

Właściciele przedsiębiorstw, szczególnie działających w branżach dotkniętych postpandemicznym kryzysem, powinni wzmóc czujność. Nadchodzi czas, gdy łatwo będzie można stracić dorobek życia. Szczególnie wrażliwe na przejęcia są poturbowane przez lockdown firmy z branż: hotelowej, turystycznej, gastronomicznej, meblarskiej, odzieżowej oraz niektóre firmy produkcyjne i usługowe. Wycieńczeni miesiącami walki o byt, o płynność, o utrzymanie ciągłości działania, możecie Państwo stać się łakomym kąskiem dla kapitału szukającego nadzwyczajnych okazji.

Warto się pilnować!

Nie wszystko jednak zależy od samych firm czy rządowych działań osłonowych. Spać spokojnie nie mogą także „transportowcy”. Przyjęte niedawno przez Parlament Europejski regulacje w ramach tzw. pakietu mobilności, których lobbystami były przede wszystkim władze Niemiec i Francji, zmuszają do instalowania w pojazdach kosztownych tachografów trzeciej generacji. Obowiązek nocowania kierowcy w hotelu, a nie w kabinie, wygląda z pozoru na motywowane jedynie pro pracowniczo, ale bez wątpienia znacznie zwiększa koszty osobowe transportu, uderzając we konkurencyjność firm. Których? Oczywiście tych dysponujących mniejszym zapleczem kapitałowym w stosunku do firm z krajów najbardziej rozwiniętych, czyli z Europy Środkowej i Wschodniej. Również nowe, brukselskie wymysły biurokratyczne skomplikują życie polskim firmom przewozowym. Mniejszych firm może być zwyczajnie nie stać na wypełnienie wszystkich, kosztownych wymysłów Brukseli.
Profesor Stanisław Gomułka, główny ekonomista BCC, już na początku pandemii wiedział, co będzie jednym z jej trujących owoców. Niebezpieczeństwo przyjdzie, gdy wszystkim wydawać się będzie, że nic nam już nie grozi, bo gospodarka wraca na ścieżkę wzrostu. W pewnym momencie odnotujemy tylko ze zdumieniem i przestrachem, że przyrasta liczba tzw. okazyjnych przejęć. Takie zagrożenie nie dotyczy tylko dużych firm, ale także atrakcyjnych średniaków, zmęczonych kwartałami walki z przeciwnościami.

Dr Patryk Filipiak, szef działu restrukturyzacji i upadłości Kancelaria Filipiak Babicz, nie pozostawia złudzeń: niczym rekiny w ławicy płotek już teraz krążą wyspecjalizowane fundusze distressed assets. Atak kapitału zagranicznego na polskie firmy będzie tylko się wzmagać.

– Przedmiotem handlu będą m.in. aktywa firm produkcyjnych w segmentach mocno dotkniętych kryzysem – przestrzega Filipiak.

Dać się połknąć?

Dla stosunkowo niewielkich, oczywiście w skali krajów najbardziej rozwiniętych, pozbawionych znaczących rezerw płynnościowych i wystarczającego zaplecza kapitałowego polskich firm, wręcz nęcące może wydawać się pozbycie problemów w zamian za kapitał od silniejszego podmiotu zagranicznego. Sprzedasz i po problemie!

Z kolei dla polujących rekinów atrakcyjne jest wyłowienie spółek do ewentualnej akwizycji. Chodzi przede wszystkim o firmy, których model biznesowy się sprawdził lub które stanowią już nieco bardziej rozwinięty startup. Przy tym ich sytuacja płynnościowa i wycena rynkowa są na tyle atrakcyjne, że warto się przy nich mocniej „pokręcić”.

„Fuzje i przejęcia będą miały znaczący wpływ na kształtowanie nowej normalności firm w dobie pandemii” – uczula Deloitte w swoim raporcie „M&A and COVID-19: Charting new horizons”. Nadejść mogą niczym nagły przypływ, na nowo ustawiając priorytety świata pokryzysowego. Niektórzy z naszych przedsiębiorców mogą nie mieć wyjścia. By się odrodzić i móc dalej się rozwijać, będą musieli dopuścić zewnętrznych inwestorów. Także tych niekoniecznie mile widzianych, którzy do niedawna stanowili ich najpoważniejszą konkurencję.

Eksperci – chyba na pocieszenia – piszą, że „gdy firmy przygotowują się do nowej rzeczywistości z fundamentalnie zmienionymi gospodarkami i społeczeństwami, nieuniknione jest, że poza tradycyjnymi fuzjami i przejęciami, muszą wdrożyć szeroką gamę strategii rozwoju nieorganicznego, takich jak partnerstwa, współ-inwestycje z funduszami private equity, inwestycje w przełomowe technologie, międzysektorowe sojusze ze specjalistami oraz partnerstwa z rządami”.

Trybu przetrwania w naszych firmach nie da się bowiem utrzymywać bez końca. Priorytetem będzie znalezienie takich rozwiązań, które dadzą punkt startu w przyszłość. Pod nieco złowieszczym sloganem „nowej normalności” mogą kryć się więc akwizycje „dokonywane w celu odzyskania wartości”. Sami nasi przedsiębiorcy będą rozważać nowe sojusze kapitałowe. Pokusa zdobycia „łatwego kapitału” i sprzedania firmy może w wielu przypadkach okazać się silniejsza od instynktu samozachowawczego.

Tarcza Antykryzysowa 4.0 została ostatecznie ogłoszona 23 czerwca 2020 r. Ma ona przeciwdziałać złym skutkom gospodarczym epidemii COVID-19. Mniej nagłośnionym, a bardzo istotnym jej elementem, jest ograniczenie możliwości przejmowania polskich spółek przez niektóre podmioty zagraniczne. Ważnym i zdecydowanie wartościowym. Warto jednak podkreślić określenie „niektóre”. W pierwszej wersji z „antyakwizycyjnych” przepisów tarczy wyłączeni mieli być tylko inwestorzy z Unii Europejskiej i nieco szerzej – z Europejskiego Obszaru Gospodarczego. Rozwijająca się, szczególnie w Europie, agresywna chińska ofensywa funduszy doposażonych przez rząd z Pekinu w duże zasoby kapitału inwestycyjnego, generalnie słusznie osadziła działania osłonowe w szerszym, geopolitycznym aspekcie walki koalicji Chin, Rosji i wspomagających je krajów BRICS z rozwiniętymi krajami tzw. Zachodu – pod nadal liczącym się przewodnictwem USA (oraz z ich sojusznikami np. Japonią). Zapewne dlatego spod nowych przepisów „antyakwizycyjnych” wyłączono jeszcze szersze grono inwestorów, bo pochodzących z państw członkowskich Organizacji Współpracy Gospodarczej i Rozwoju (do której należą m.in. USA, Wielka Brytania, Kanada, Izrael, Japonia i Turcja). Dokładniej: Tarcza 4.0 nie dotyczy inwestycji pochodzących nie tylko z państw UE, Islandii, Norwegii, Liechtensteinu, ale też należących do OWGiR, w tym m.in. USA, Wielkiej Brytanii, Szwajcarii, Kanady, Izraela, Australii, Japonii, Korei Południowej, Turcji czy Meksyku. Czy nie jednak jest idealizmem sądzić, że z tamtej strony nic a nic nie grozi polskim firmom?

Co ze spółkami niepublicznymi?

Jakby nie było, jest to znaczący krok wyprzedzający. Wcześniej, na mocy ustawy z 2015 r. o ochronie niektórych inwestycji, lista podmiotów podlegających szczególnej ochronie na polskim rynku stanowiła zamknięty katalog największych spółek publicznych o znaczeniu strategicznym dla gospodarki narodowej. Przede wszystkim ograniczała się do spółek z kapitałem Skarbu Państwa, należących do „wrażliwego” sektora energetycznego i telekomunikacyjnego (m.in. Grupy Azoty, KGHM Polska Miedź, Grupy PKN ORLEN. TK Telekom Sp. z o. o.). Teraz chronione są także spółki publiczne oraz firmy działające w sektorze IT, transportu, przetwórstwa spożywczego oraz produkcji wyrobów medycznych i farmaceutycznych, w tym dynamicznie rozwijającego się sektora biochemicznego. Szczególnej ochronie podlega od 20 proc. udziałów lub akcji podmiotu chronionego, zaś zamiar przekroczenia tego progu powinien natychmiast zaalarmować nasz urząd antymonopolowy (UOKiK). Chronione są firmy z siedzibą w Polsce, spełniające co najmniej jeden z wymienionych warunków: muszą być spółkami publicznymi, ich nieruchomości, instalacje, urządzenia i inne mienie stanowić tzw. infrastrukturę krytyczną dla kraju w rozumieniu ustawy o zarządzaniu kryzysowym, świadczyć usługi IT w zakresie opracowywania lub modyfikowania oprogramowania służącego m.in. do obsługi sieci energetycznych, systemów płatniczych, usług ubezpieczeniowych, farmaceutycznych, transportowych czy gromadzenia lub przetwarzania danych, prowadzić działalność związaną m.in. z sektorem energetycznym, ciepłowniczym, transportowym, telekomunikacyjnym lub z wyrobami medycznymi, farmaceutycznymi, czy przetwórstwem produktów spożywczych.

I znakomicie! Ale o sektorze MŚP, wytwarzającym blisko 70 proc. polskiego PKB, jakby w tym kontekście zapomniano…

Kategorie

Najnowsze

Najczęściej czytane

Zobacz również