fbpx
Strona głównaWiadomościKto stoi za dziką reprywatyzacją w stolicy?

Kto stoi za dziką reprywatyzacją w stolicy?

-

Prokuratura jest przekonana, że oszustwo i pranie brudnych pieniędzy były ściśle związane z procederem „dzikiej reprywatyzacji” stołecznych nieruchomości. Oskarżony to były prezes reaktywowanej spółki Towarzystwo Przemysłowe Zakładów Mechanicznych Lilpop, Rau i Loewenstein z siedzibą w Warszawie. W połowie 2013 r. Antoni F. miał uzgodnić sprzedaż pokrzywdzonym części roszczeń do nieruchomości warszawskich, należących do Spółki Towarzystwo Przemysłowe Zakładów Mechanicznych Lilpop, Rau i Loewenstein, robiąc cesję roszczeń należących do reaktywowanej spółki przedwojennej na rzecz zagranicznego podmiotu. W grudniu 2013 r. miał sprzedać prawa i roszczenia do nieruchomości warszawskich położonych przy ul. Książęcej, ul. Smolnej i ul. Kruczkowskiego, grunt w tzw. emfiteuzie (rodzaj wieczystej dzierżawy) Kolonii Wsi Wola i Kolonii Fabryczna Augustówka oraz nieruchomości położonej w rejonie ul. Rozbrat, Czerniakowskiej, Ludnej. Prokuratura doliczyła się „zaledwie” kilkuset tysięcy złotych przyjętych korzyści majątkowych. To jednak może być wierzchołek góry lodowej.

Kim jest Antoni F.? Czy mógł działać sam? Bardzo wątpliwie. To postać znana w stołecznym światku tzw. reprywatyzacji od bardzo wielu lat. O szczegółach różnych zabiegów wokół nieruchomości, nie tylko z jego udziałem, ale i innych osób, w tym urzędników państwowych starego rozdania, wyłudzeniach lub próbach wyłudzeń odszkodowań „na reaktywowane spółki” przedwojenne, sporo dowiadujemy się z raportu posła na Sejm V i VI kadencji Zbigniewa Kozaka (członka sejmowej Komisji Gospodarki i Skarbu Państwa) oraz posła na Sejm V, VI, VII, VIII i IX kadencji Leonarda Krasulskiego (członka Komisji Gospodarki i Komisji Samorządu Terytorialnego i Polityki Regionalnej).

Miliardy kradzione Polakom
Ten rzeczowy i starannie udokumentowany, ale stosunkowo mało znany raport z 2011 r., nosi nazwę „Miliardy kradzione Polakom – Raport poselski dotyczący reaktywacji przedwojennych spółek. Jak byłe PRL-owskie służby rabują majątek Polaków?”.

Autorzy przeanalizowali proceder reaktywacji przedwojennych spółek na podstawie akcji kolekcjonersko-historycznych oraz wyłudzania przez nie nienależnych odszkodowań od Skarbu Państwa oraz budowy Stadionu Narodowego w Warszawie w ramach EURO 2012. Te historie z powodzeniem nadają się na scenariusz niejednego thrillera z czasów poprzednich rządów. Wiele poruszonych tam wątków można z powodzeniem pociągnąć w odrębnych relacjach; wiele też nie znalazło epilogu.

Autorzy raportu twierdzą, że „co najmniej” jedna z osób zamieszanych w proceder reprywatyzacyjny w stolicy była TW z okresu PRL Departamentu I MSW (Antoni F., ps. Filel). W tle pojawiają się osoby z małżonkami prominentów z byłego ZSRR, tajemnicze firmy z rajów podatkowych, a nawet wymienieni z imienia i nazwiska ówcześni urzędnicy Ministerstwa Finansów wynoszący złożone tam w Archiwum Zakładowym (dawnym Biurze Skarbu Państwa) stare akcje, dzięki którym reaktywowano przedwojenne firmy. W tej liczącej 100 stron swoistej „Białej księdze“ można znaleźć nie tylko publikacje prasowe z lat najbardziej nasilonej pseudoreprywatyzacji, ale i liczne interpelacje poselskie, w tym – jak piszą autorzy – „pozostawiające wiele wątpliwości odpowiedzi przedstawicieli rządu” (chodzi o rząd koalicji PO-PSL – przyp. red.).

Potrzebny był punkt odbicia
W latach 60. XX wieku rząd PRL-u spłacił amerykańskich obywateli i firmy mające przedwojenne papiery wartościowe na podstawie odrębnej umowy podpisanej z Waszyngtonem. W zamian Amerykanie przekazali w 1968 r. 44 skrzynie z akcjami przedwojennych polskich spółek. Według planów decydentów z PRL-u akcje i obligacje wielu spółek sprzed 1945 r. miały zostać zniszczone. Tak się jednak nie stało. Trafiły one ostatecznie do archiwów MF, NBP i BGK. Niestety, ich zawartość… „zaginęła” w tajemniczych okolicznościach, a prośby prawdziwych potomków byłych właścicieli o ujawnienie im numerów akcji dawnych spółek były odbijane „od Annasza do Kajfasza”. Potem te walory w „cudowny” sposób trafiły do kolekcjonerów, by zostać ostatecznie przechwycone przez wyłudzaczy odszkodowań.

Gdy gdyński biznesmen Ryszard Krauze, założyciel m.in. Prokomu, kupił jeszcze w latach 90. przedwojenne akcje spółki Zakłady Ogrodnicze C. Ulrich, wiedział, co robi. Na wniosek reaktywowanej spółki, w 1996 r. ówczesny minister rolnictwa Roman Jagieliński (PSL) unieważnił decyzje nacjonalizujące część gruntów przy ul. Górczewskiej w Warszawie. Podobne postanowienia dla kolejnych działek Ulricha, m.in. tych przy planowanej stacji metra, w 2012 r. wydał minister rolnictwa Marek Sawicki (PSL). Donosił o tym w lutym 2009 r. „Forbes Polska”, powołując się na relację Zbigniewa Szachniewicza, członka zarządu reaktywowanej spółki C. Ulrich.

„Odszkodowania Krauzemu oddawała Warszawa. Jego śladem idą inni” – podobnie twierdzą w przedmowie do swojego raportu z 2011 r. Z. Kozak i R. Krasulski.

Prawie giełdowi
Warszawskie Towarzystwo Fabryk Cukru (WTFC) było największym producentem cukru w Polsce w 20-leciu międzywojennym, właścicielem dużych majątków ziemskich i 6 cukrowni. Reaktywowana w majestacie prawa spółka próbowała w styczniu 2010 r. wejść nawet na rynek NewConnect warszawskiej giełdy, by „zdobyć w ten sposób pieniądze na odzyskanie majątku” – oczywiście za cudze pieniądze, czyli pozyskane od naiwnych inwestorów.

– W tym przypadku nasuwa mi się podstawowe pytanie: komu skarb państwa powinien wypłacać odszkodowania lub oddawać majątek? Komuś, kto nie ma nic wspólnego z przedwojennymi akcjonariuszami, ale reaktywował spółkę, podwyższył jej kapitał i teraz liczy na zrobienie dobrego interesu? – komentował wówczas te zamiary na łamach „Pulsu Biznesu” prawnik Leszek Kosiorowski, partner w kancelarii Gessel i znany kolekcjoner dawnych papierów wartościowych. Tę pseudoreprywatyzację i upublicznienie spółki udało się wówczas zablokować.

We władzach innych wskrzeszonych warszawskich firm – Zakładów Amunicyjnych Pocisk SA pojawia się znowu Antoni F. czyli „Filel”. Kozak i Krasulski twierdzą, że powiązany był także z jedną z firm zajmujących się reprywatyzacją, która „pracowała” przy rewindykacji majątku firmy Giesche. Do Giesche należała przed II wojną światową niemal jedna trzecia Katowic, sprawa była poważna. Po akcji ABW w lutym 2010 r. Prokuratura Okręgowa w Tarnobrzegu postawiła zarzuty czterem „bossom” reaktywowanej firmy Giesche.

Mroczne rewindykacje
Nie powstrzymało to dalszych zabiegów mających w celu ograbienie Skarbu Państwa przez szemranych osobników reaktywujących przedwojenne firmy. 17 grudnia 2010 r. „Puls Biznesu” w tekście „Tajna reprywatyzacja hula w Warszawie” wskazał na mający miejsce pod rządami prezydent stolicy i wiceprzewodniczącej PO Hanny Gronkiewicz-Waltz „bezkarny, wątpliwy prawnie i etycznie proceder reprywatyzacji nieruchomości – budynków i gruntów”. Zgodnie z ustaleniami dziennikarzy „PB”, kilka dobrze zorganizowanych grup specjalizujących się w zawiłej procedurze reprywatyzacyjnej dokonywało przejmowania w złej wierze od prawowitych właścicieli i ich spadkobierców roszczeń do konkretnych nieruchomości rynkowych oraz budynkowych o dużej wartości rynkowej.

Czy za tymi operacjami może stać ta sama grupa osób, która zajmowała się reaktywacją przedwojennych spółek? – zastanawiają się autorzy raportu „Miliardy kradzione Polakom”.

16 lat walki
Dopiero w 2016 r., po 16 latach zmagań, prokuraturze udaje się doprowadzić do odzyskania przed Sądem Okręgowym w Warszawie 32 hektarów ziemi w południowej części stołecznej Pragi, tuż obok Stadionu Narodowego! Na przestrzeni tych 16 lat wokół tych terenów odbywały się dziwne zabiegi i „deale”, także z udziałem inwestora belgijskiego i spółki deweloperskiej.

– Umowa, dzięki której spółka Projekt Saska przejęła w 2000 r. od reaktywowanej, przedwojennej firmy Nowe Dzielnice cenne tereny w Warszawie, jest nieważna – orzekł sąd. Ten teren, do którego jest znakomity i szybki dojazd z samego centrum Warszawy, już wówczas był warty ok. 142 mln zł. Prokuraturze udało się wreszcie dowieść przed sądem, że akcje na podstawie których reaktywowano spółkę, miały tylko wartość „historyczno-kolekcjonerską” i nie są ważne, bo jeszcze w okresie PRL nie zostały prawidłowo zarejestrowane.

W grudniu 2017 r. śledczy z CBA i prokuratury trafiają na proceder w który miało być uwikłanych było kilku najbogatszych Polaków. – W grę mogą wchodzić miliardy złotych, a śledczy odkrywają wciąż nowe tropy. W tych sprawach mogą się pojawić znane nazwiska – mówił wówczas „Dziennikowi Gazecie Prawnej” minister sprawiedliwości Zbigniew Ziobro.

Raport Komisji Weryfikacyjnej

W listopadzie 2019 r. resort sprawiedliwości publikuje raport komisji weryfikacyjnej ds. reprywatyzacji nieruchomości warszawskich. To prawie 900 stron. „W toku procesu reprywatyzacji warszawskiej w latach 2007–2016 doszło do licznych zaniedbań przez Prezydent m.st. Warszawy Hannę Gronkiewicz-Waltz, jej zastępców oraz kierownictwa BGN (Biuro Gospodarki Nieruchomościami – przyp. red.) natury jednostkowej oraz systemowej w zakresie nadzoru nad procesem reprywatyzacji oraz ochrony majątku SP (Skarbu Państwa)” – taka jest konkluzja raportu.

Zaniedbania skutkowały stworzeniem „systemowej niewydolności w procesie reprywatyzacji warszawskiej, która doprowadziła do wystąpienia systemu trwałej korupcji wśród niektórych urzędników, prowadzących postępowania reprywatyzacyjne, którzy wydawali decyzje z rażącym naruszeniem prawa, co naraziło m.st. Warszawa na szkodę w wysokości ponad 1 miliarda złotych” – szacują autorzy raportu.

Dziennik „Rzeczpospolita” zacytował 15 maja br. wpis Jana Śpiewaka z Facebooka: „warszawski ratusz wciąż jest instytucją przegniłą korupcją i bizantyjską strukturą urzędniczą”.

Ostatnia odsłona dramatu?
15 czerwca br. klub parlamentarny PiS złożył projekt nowelizacji ustawy o szczególnych zasadach usuwania skutków prawnych wydanych z naruszeniem prawa stołecznych decyzji reprywatyzacyjnych. Środki na wypłatę odszkodowań i zadośćuczynień dla lokatorów pokrzywdzonych w procederze dzikiej reprywatyzacji, spoczywające na rachunkach m.st. Warszawy, mają zostać odebrane niechętnemu płaceniu odszkodowań stołecznemu ratuszowi i przeniesione do rządowego Funduszu Reprywatyzacji. Czy będzie to oznaczać koniec dzikiej reprywatyzacji? Możliwe. Czy jednak zamknie na zawsze kwestię reprywatyzacji gruntów warszawskich wywłaszczonych w PRL tzw. Dekretem Bieruta? Pytanie pozostaje otwarte.

Kategorie

Najnowsze

Najczęściej czytane

Zobacz również