Polskie szpitale i przychodnie zaczynają pękać w szwach. Pacjenci wracają do lekarzy po okresie zawieszenia leczenia ze względu na pandemię.
Lekarze donoszą, że czegoś takiego jeszcze nie widzieli. W niektórych szpitalach wszystkie miejsca są obłożone i to bez względu na oddział. Niektóre placówki zmuszone są umieszczać pacjentów na korytarzach. Całe to zamieszanie spowodowane jest powrotem pacjentów do leczenia swoich podstawowych chorób. Wielu chorych zaczyna wznawiać leczenie, które zawiesili na czas pandemii. Jedni zrobili to z obawy przed zarażenie, a inni, bo nie mogli znaleźć odpowiedniej opieki, zajętej w tym czasie pacjentami z koronawirusem. Wśród pacjentów są też tacy, którzy mają naprawdę poważne schorzenia, a w trakcie pandemii nie leczyli się i dziś odczuwają poważne skutki swoich zaniedbań. Jedna z pacjentek miała na przykład raka, jednak tak bardzo bała się koronawirusa i duszności, które może spowodować, że zaniedbała diagnostykę. W konsekwencji i tak zmarła, tyle że na raka płuc.
Dług zdrowotny
Lekarze nowe zjawisko nazywają nadrabianiem długu zdrowotnego. Owy dług istniał jeszcze przed 2020 rokiem, ale w czasie pandemii urósł do wielkich rozmiarów. Według wyliczeń ekspertów, w czasie pandemii nie wykonano w różnych obszarach medycyny około 35 proc. świadczeń, a w niektórych nawet do 50 proc. Duże zaniedbania dotyczą też świadczeń w chorobach przewlekłych, ciężkich stanach zdrowotnych i operacjach.
Eksperci szacują, że dług zdrowotny zostanie wyrównany w ciągu 2 lat, chyba, że będziemy mieć kolejne fale COVID-u. Eksperci widzą jednak wyjście z sytuacji. Szans na szybsze „spłacenie” długu zdrowotnego eksperci upatrują w zmianach protokołów leczenia. W czasie epidemii w wielu placówkach wdrożono takie protokoły, które doprowadziły do skrócenia leczenia i czasu prowadzenia terapii.
