Na morzu japońskim odbyły się pierwsze ćwiczenia rosyjsko chińskie od początku inwazji na Ukrainę. W tym samym czasie prezydent Joe Biden przebywał w Tokio. Czy manewry miały nastraszyć USA i Japonię?
Trudny sojusz
Rosjanie i Chińczycy są od lat w pewnego rodzaju sojuszu. Nie był to nigdy sojusz prosty i pozbawiony konfliktów. Te dwa kraje są sprzymierzone głównie przeciwko USA. Gdyby nie Ameryka byłby zapewne rywalami jak przedtem gdy ta stała się potęgą. Aby to zrozumieć trzeba się cofnąć do historii.
Sojusz rosyjsko-chiński sięga czasów drugiej wojny światowej i komunizmu. Wtedy to Związek Radziecki wspierał komunistyczną partię chin w wojnie domowej. Po wojnie komuniści wygrali i byli wdzięczni Związkowi Radzieckiemu. Od tamtej pory stanowili jeden blok przeciwko USA. Zmieniła to śmierć Stalina po której Chiny nie uważały ZSRR za prawdziwych komunistów i utrzymywały negatywne stosunki z sowietami. Po upadku Związku Radzieckiego zagrożone USA Chiny weszły ponownie w sojusz z Rosją jednak nie dążą się nawzajem żadną miłością.
Pokaz siły
Ćwiczenia odbyły się na Morzu Japońskim i przeszły na Morze Wschodniochińskie. Podczas manewrów w Tokio przebywał Prezydent Joe Biden a także przywódcy Australii i Indii. Podczas ćwiczeń Rosjanie i Chińczycy naruszyli przestrzeń powietrzną Korei Południowej. Może być to rodzaj pokazu siły obu krajów.
Całe ćwiczenia wyglądają jak swego rodzaju manifest w stronę USA i szerzej świata zachodu. Chińczycy nie mogą otwarcie popierać Rosji jednak w ten sposób zamanifestowali swoje wsparcie dla Putina. Wtargnięcie na przestrzeń powietrzną Korei też nie może być przypadkowe. Prawdopodobnie jest to rodzaj wiadomości aby traktować Chiny i Rosję poważnie. Póki Rosjanie podkopują pozycję ameryki Chińczycy będą ich wspierać. Gdy nadarzy się okazja mogą uczynić z Rosji swój protektorat.
Źródło: PAP