Jak ocenia pan plan stymulacyjny prezydenta Bidena i jak – pańskim zdaniem – wpłynie on na gospodarkę Stanów Zjednoczonych?
Plan Bidena to ekonomiczne śmieci. To nic innego jak zbędne wydatki mające na celu kupienie głosów i zadowolenie jego najzagorzalszych wyborców. 90 proc. z tego „pakietu ratunkowego”, który podpisał już w marcu, nie ma nic wspólnego z pandemią koronawirusa. Nawet jego program infrastrukturalny, jaki przedstawił Kongresowi, w przeważającej części jest zbędny i tak naprawdę nie ma wiele wspólnego z infrastrukturą. Zarówno Ameryka jak i świat powinny przestać uwiarygadniać te „olbrzymie” pakiety, jak sam Biden je określa. Nie nazywajmy tego planem, ponieważ plan zakłada rozsądne i strategiczne działanie. To po prostu koncert życzeń Demokratów. Te zaś zostały zlepione w jeden dokument bez większego przemyślenia, jeśli chodzi o szczegóły. Sześciolatek robiłby to lepiej. Nie nazywajmy tego „stymulacją gospodarki”, ponieważ rząd sam nie ma nic, czego najpierw nie zabierze obywatelom. Nie ma nic niezwykłego w przesyłaniu pieniędzy do polityków w Waszyngtonie, aby je wydali, a raczej to co z nich zostanie po opłaceniu rozbuchanej biurokracji. Budżet centralny jest bezmyślnie zadłużany na koszt przyszłych pokoleń. Nie ma w tym żadnej stymulacji. To nie jest nawet „plan Bidena”. Kto przy zdrowych zmysłach może uznać, że ten człowiek to wymyślił? Zapytajcie go o ten plan, a w pięć minut wyczerpie całą swoją wiedzę na ten temat. To miliardy dolarów wydawane przez człowieka, który z trudem może sklecić parę zdań bez napisanego mu przez kogoś wcześniej skryptu. Zatem ta wielka hańba nie jest żadnym „planem stymulacyjnym Bidena”. To nie jest żaden plan i nie będzie on niczego stymulował, a sam Biden nie potrafi nawet tego wytłumaczyć. To zbieranina wydatków przygotowanych bez żadnej troski o ekonomię i przyszłość. Dla gospodarki dzień rozliczenia za te pomysły przyjdzie szybciej, niż można się tego spodziewać. To wszystko skończy się szalejącą inflacją, wielkim zadłużeniem, upadającym dolarem i w konsekwencji recesją albo nawet depresją. Durne rzeczy robione z politycznych, a nie ekonomicznych powodów, zawsze przynoszą złe skutki.
A jakie będą, pańskim zdaniem, skutki unijnego programu stymulacyjnego finansowanego ze wspólnego długu?
To rozwiązanie, które karze kraje o dobrej polityce fiskalnej i nagradza te ze złą polityką fiskalną. Efektem będzie hazard moralny, czyli zachęty do zachowań, które są źródłem problemów. Hiszpania, Włochy czy Grecja nie będą miały motywacji, aby posprzątać bałagan u siebie, czyli ograniczyć państwo dobrobytu i zrównoważyć budżet. To może załatwić jakieś problemy na chwilę, ale jednocześnie efektem będą bardzo bolesne koszty w przyszłości. To odłożenie problemu na później w nadziei, że kupiliśmy sobie trochę czasu. Gdyby decydenci byli szczerzy, powiedzieliby wprost, że odkładają kryzys na bok, czekając, aż ktoś innym się nim zajmie. Francuzi mają na to swoje określenie: Après moi le deluge (Po nas choćby potop – red.).
Czy są jakieś różnice w ekonomicznej kondycji stanów, które wprowadziły lockdown, i tych, które tego nie zrobiły?
Tak. Jest sporo jasnych dowodów, które potwierdzają, że lockdown wyrządza wiele szkód. Więcej niż korzyści. To byłoby oczywiste nawet dla zwolenników tego rozwiązania, gdyby tylko chcieli wziąć pod uwagę negatywne efekty lockdownów, takie jak wzrost liczby samobójstw czy niemożność leczenia innych chorób niż COVID-19. Te stany, które zdecydowały się na lockdown później lub na krótszy czas, doświadczyły znacznie mniej negatywnych skutków ekonomicznych. Za rok lub dwa sądzę, że dominować będzie przekonanie, iż lockdowny były najgłupszym i najbardziej destrukcyjnym rozwiązaniem ostatnich dekad. Dużo lepiej byłoby skupić się na ochronie najbardziej zagrożonych, a ekonomię zostawić w spokoju.
Jak odbudować gospodarkę po koronawirusie, zarówno w USA, jak i w Polsce?
Zrezygnować z lockdownów. Zaprzestać niekontrolowanych wydatków publicznych i zadłużania. Uwolnić przedsiębiorczość. To nic odkrywczego. Jest wiele przykładów z historii pokazujących, że trzeba dać wolność, aby uzdrowić chorobę spowodowaną przez rządy. Przypomnijmy sobie niemiecki cud gospodarczy z lat 1950–1960 pod kierunkiem ekonomisty Ludwiga Erharda. Po wojnie Niemcy były zrujnowane, zdewastowane i zdemoralizowane, okupowane i podzielone. Kraj był dręczony przez szalejącą inflację, będącą pozostałością po rządach nazistowskiego socjalizmu. To była katastrofa pod każdym względem. I tak w ciągu dekady kraj odrodził się gospodarczo. Dlaczego? Ponieważ rząd wycował się i pozwolił działać innowacyjnemu i twórczemu sektorowi prywatnemu. Również niegdysiejszy Hong Kong a także Nowa Zelandia są przykładami na to, że wolny rynek pozwala wkroczyć gospodarce na właściwe tory. Nie znam przykładu z historii, w którym problemy spowodowane przez rząd byłyby naprawiane przez jeszcze więcej rządu.
Jak pan ocenia tzw. Wielki Reset? Czy to realne zagrożenie i jaki jest jego główny cel?
Ludzie, którzy lubią wtrącać się w cudze sprawy i dążą do akumulacji jak największej władzy, będą się starali wykorzystać każdą okazję, aby być u steru. Będą się starali używać języka, który naskórkowo wydaje się przemawiający, tak jak ten mówiący o Wielkim Resecie, jaki znaleźć można na stronie Światowego Forum Ekonomicznego:
„Wchodzimy w niezwykłe okno możliwości do kształtowania ożywienia, inicjatywa ta zapewni wgląd, który pomoże informować wszystkich, którzy określają przyszły stan stosunków globalnych, kierunek gospodarek narodowych, priorytety społeczeństw, charakter modeli biznesowych i zarządzanie globalnymi dobrami. Czerpiąc z wizji i ogromnej wiedzy liderów zaangażowanych w społeczność forum, inicjatywa Wielkiego Resetu odnosi do wielowymiarowych kwestii umożliwiających zbudowanie nowej umowy społecznej, która szanuje godność każdego człowieka ”.
Ci wygłodniali władzy zawsze mówią i robią to samo, tak jest od stuleci. Nie możemy im na to pozwolić. Niech szukają sobie zajęcia w innych obszarach niż planowanie życia innym ludziom. Widać, że cesarz jest nagi.
Jaka jest obecnie kondycja MŚP w USA po lockdownach?
Małe i średnie firmy bardzo ucierpiały na skutek lockdownów. Duże, budowane od dawna lub dobrze usytuowane politycznie podmioty, poradziły sobie znacznie lepiej. MŚP napędzają miejsca pracy, są źródłem gospodarki opartej na przedsiębiorczości, dlatego to bolesne patrzeć, jak wiele z nich zmaga się z trudnościami lub nawet upada. Jestem pod wrażeniem tego, jak radzą sobie w środowisku zabijającej miejsca pracy polityki. Wydaje się jednak, że najgorsze mamy za sobą i coraz więcej stanów się otwiera. Takie stany jak Nowy Jork czy Kalifornia, z najbardziej drakońskimi lockdownami, będą się znacznie dłużej zmagać z negatywnymi ekonomicznymi konsekwencjami. Floryda, Georgia i Teksas, czyli stany z mniejszymi restrykcjami, szybciej doświadczą ekonomicznej poprawy.
Rozmawiał Kamil Goral