Od 2 lipca br. można było zgłaszać uwagi do rozwiązań podatkowych związanych z programem Polski Ład. Dotyczyło to m.in. tak zwanego pakietu ulg związanych z repatriacją kapitału do Polski. W pakiecie tym znalazły się trzy warte uwagi propozycje. Są to: ulga w podatku dochodowym dla podatników powracających do kraju, ryczałt od zagranicznych przychodów osób przenoszących miejsce zamieszkania do Polski i przejściowy podatek dochodowy od niektórych dochodów osób fizycznych, osób prawnych i innych jednostek organizacyjnych.
Nagroda za powrót z emigracji
Ulga w podatku dochodowym dla podatników powracających do Polski dotyczyć ma osób, które przez trzy lata mieszkały poza granicami kraju. Polega na możliwości odliczania od podatku połowy podatku zapłaconego przez podatnika w Polsce w poprzednim roku. Odliczenie to podatnik będzie mógł stosować przez cztery lata następujące po roku bazowym. Rokiem bazowym będzie wybrany przez podatnika rok, w którym zmienił on rezydencję podatkową i stał się polskim rezydentem albo rok następujący po zmianie rezydencji podatkowej.
Ulga na powrót będzie działała także w zakresie składek na ubezpieczenia społeczne. Osobom powracającym do Polski połowę składek na ubezpieczenia emerytalne i rentowe pokrywać będzie – przez cztery lata – budżet państwa. Tym samym osoby wracające z emigracji mają szansę płacić o połowę niższy podatek i o połowę niższe składki niż reszta obywateli.
Jak argumentuje resort finansów, taka ulga jest potrzebna, bo w Polsce zaczyna brakować rąk do pracy, a poza granicami kraju żyje aż 20 mln Polaków. Czy jednak taka zachęta zadziała? Śmiem wątpić, bo o decyzjach o emigracji rzadko przesądzają względy podatkowe. Chociaż to – po wprowadzeniu (w ramach Polskiego Ładu) wysokich obciążeń dla lepiej zarabiających – może się, oczywiście, szybko zmienić.
Polska podatkowym rajem dla gwiazd
Dużo ciekawsza jest kolejna propozycja. Sprowadza się ona do tego, że Polska miałaby zaproponować specjalne warunki podatkowe osobom o ponadprzeciętnych dochodach. W tym przypadku chodzi o wprowadzenie w ustawie PIT ryczałtu od zagranicznych przychodów osób przenoszących miejsce zamieszkania do Polski.
Ma to mieć na celu stworzenie konkurencyjnego środowiska podatkowego, skłaniającego osoby mieszkające za granicą do relokowania rezydencji podatkowej na terytorium Polski. Upraszczając: chodzi o to, by osoby, które sporo zarabiają za granicą, a niewiele lub nic w Polsce, stały się polskimi podatnikami. Rząd nie ukrywa, że chodzi w tym przypadku o ściągniecie do Polski finansowych celebrytów – jak stwierdza samo Ministerstwo Finansów – np. wielkiego tenisistę, piłkarza czy tenora, ale też każdą inną osobę, która dorobiła się za granicą – również właścicieli firm. Powołuje się przy tym na przykład Szwajcarii i Włoch. Z tymi ostatnimi zamierza zresztą konkurować stawkami podatku, stwarzając zasady bardziej przyjazne (czyli proponując o połowę niższy podatek), niż to czynili Włosi.
Z nowej opcji podatkowej mogliby skorzystać wyłącznie podatnicy będący osobami fizycznymi, którzy przeniosą miejsce zamieszkania dla celów podatkowych (rezydencję podatkową) do Polski. Podatnik wybierający ten sposób opodatkowania zobowiązany będzie do zapłaty zryczałtowanej kwoty podatku od przychodów uzyskanych ze źródeł położnych za granicą, bez konieczności wykazywania w zeznaniu źródeł tych przychodów, wysokości przychodu oraz państwa jego uzyskania. Innymi słowy, w zamian za drobną opłatę Polska dochody te chętnie zalegalizuje. A opłata faktycznie jest niewielka, bo to raptem 200 tys. zł rocznie (niezależnie od wysokości uzyskanych za granicą dochodów) plus konieczność zainwestowania rocznie dodatkowych 100 tys. zł na wzrost gospodarczy, rozwój nauki i szkolnictwa, ochronę dziedzictwa kulturowego lub krzewienie kultury fizycznej, w sposób określony w odrębnym rozporządzeniu.
Jednym słowem wystarczy zainwestować 300 tys. zł i sprawa załatwiona. Co więcej, tak można będzie rozliczać się przez 10 kolejnych lat. Chociaż jest haczyk. Taka osoba nadal musiałaby płacić takie same, jak każdy inny Polak, podatki od dochodów uzyskanych w Polsce. Tyle że osoby, dla których przepisy są przeznaczone, zazwyczaj takich polskich dochodów nie mają.
To bardzo ciekawa propozycja, jeśli zważyć, że jednym z głównych założeń Polskiego Ładu w obszarze zmian podatkowych jest to, by bogaci płacili więcej, a biedniejsi podatnicy mniej. Tu mamy odwrócenie tej zasady. Przeciętny Polak, który dorabia za granicą, a mieszka w Polsce, zapłaci bowiem z reguły proporcjonalnie do dochodów znacznie więcej, niż obdarowany nowym ryczałtem „zagraniczny” celebryta, który do Polski przeniesie się jedynie po to, by zapłacić w niej niższy podatek. Taka to i tradycyjna polska, ludowa sprawiedliwość.
Abolicja dla stąpających na granicy prawa
Ostatnie – trzecie rozwiązanie, to tzw. przejściowy ryczałt od niektórych dochodów osób fizycznych, osób prawnych i innych jednostek organizacyjnych.
To rozwiązanie adresowane do podmiotów zainteresowanych ujawnieniem organom podatkowym dochodów wcześniej nieopodatkowanych oraz podmiotów zainteresowanych wycofaniem się z ryzykownej polityki podatkowej. Opodatkowanie przejściowym podatkiem dochodowym będzie dobrowolne, co oznacza, że podatnicy i płatnicy w okresie od połowy do końca 2022 r. będą mogli dokonać oceny swojej sytuacji prawno-podatkowej i dobrowolnie zdecydować się na ewentualne korekty dochodu, który nie został dotychczas w pełni zadeklarowany do opodatkowania.
Z rozwiązań ustawy skorzystać będą mogły podmioty (podatnicy), które osiągnęły dochody ze źródeł, które nie zostały zadeklarowane w całości lub w części do opodatkowania w Polsce dla celów podatku dochodowego od osób fizycznych albo podatku dochodowego od osób prawnych albo nie zrealizowały w sposób prawidłowy ciążącego na tych podmiotach obowiązku poboru podatku (płatnicy). Stawkę przejściowego podatku określono w wysokości 8 proc. podstawy opodatkowania, którą ma być przychód.
Dla porównania, obowiązujące obecnie stawki CIT to 19 i 9 proc. w przypadku małych podatników. Zaś dla PIT to skala ze stawkami 17 i 32 proc. oraz stawka liniowa w wysokości 19 proc. Ale te stawki stosowane są nie do przychodu, ale dochodu. Różnica jest istotna. Mimo tego wygląda na to, że ryzyko co bardziej zaradnym podatnikom i tak jednak się opłaciło.
Oczywiście i w tym przypadku rząd powołał się na zagraniczne przykłady. Kłopot w tym, że poza jednym wyjątkiem w żadnym z tych państw abolicja taka nie była jakimś oszałamiającym finansowym sukcesem. Ot, państwa zarobiły po kilkadziesiąt milionów dodatkowego podatku. Wyjątkiem jest Portugalia, która uzbierała około 1,7 mld euro. To już całkiem sporo. Tyle, że tam były aż cztery abolicje. Pierwsza dała zaledwie 24,4 mln euro. Kolejna niewiele więcej. Trzecia to było już ponad 300 mln euro. Dopiero jednak czwarta dała niemal 1,3 mld euro.