Powodem protestu z 4 listopada były niskie wynagrodzenia i zbyt mała liczba pracowników zatrudnionych w sklepach wielkich sieci handlowych.
Jak czytamy w serwisie solidarnosckatowice.pl, pracownicy różnych sieci handlowych zostali wsparci przez związkowców „Solidarności” z innych branż. Uczestnicy akcji protestacyjnej przynieśli ze sobą transparenty: „Nie chcecie nas szanować, to będziemy protestować” „Ciężka praca, marna płaca” czy „Stop wyzyskowi”.
Protest rozpoczął się przed siedzibą Polskiej Organizacji Handlu i Dystrybucji, która zrzesza największe zagraniczne sieci handlowe działające w Polsce. Następnie uczestnicy demonstracji przemaszerowali pod ambasady Francji i Niemiec, ponieważ z tych państw pochodzi znaczna część działających w Polsce sieci handlowych. W ocenie handlowej „Solidarności” traktują one pracowników w Polsce znacznie gorzej niż tych zatrudnionych w swoich macierzystych krajach.
– Na Zachodzie w takiej samej wielkości sklepie tej samej sieci handlowej zatrudnionych jest nawet dwukrotnie więcej pracowników, którzy otrzymują trzykrotnie wyższe wynagrodzenia. Przygotowaliśmy petycję do panów ambasadorów, w której apelujemy o ich wsparcie w celu skłonienia pracodawców do dialogu – mówił Alfred Bujara, przewodniczący handlowej „Solidarności”. – Sieci wydłużyły godziny otwarcia sklepów, ale liczby pracowników nie zwiększyły, bo nie potrafią znaleźć chętnych do pracy. Dzieje się tak dlatego, bo nikt nie chce przyjść do tak ciężkiej roboty za tak niską pensję. W ten sposób koło się zamyka – podkreślił.