ASF, czyli śmiertelny dla trzody chlewnej wirus afrykańskiego pomoru świń, rozprzestrzenia się na terytorium naszego kraju. Stan na ostatnie dni października tego roku to 102 ogniska choroby, a więc 102 gospodarstwa, które musiały zostać wymazane z rolniczej mapy Polski zgodnie z przyjętym przez Polskę unijnym prawodawstwem – skądinąd słusznym.
Co dalej z ASF? Polska idzie na rekord…
Niechlubny rekord naszego kraju pochodzi z roku 2018, kiedy to w Polsce wystąpiło 109 ognisk wirusa. Eksperci są zgodni, że w listopadzie spodziewać należy się kolejnych zachorowań. Poza utratą kolejnych stad trzody chlewnej, ASF wywołuje ogromne następstwa ekonomiczne. Naturalna jest w tym przypadku utrata płynności finansowej przez gospodarzy zmuszonych do wygaszenia hodowli – nie pomagają tu, niestety, przewidziane przez ARiMR systemy rekompensat, które tylko częściowo pokrywają straty ponoszone przez rolników. Polska staje się ponownie obszarem wykluczenia, z którego mięso wieprzowe ponownie nie będzie mogło trafić do wielu krajów obawiających się wystąpienia u nich wirusa. Tym samym nasi rodacy są wypychani z kolejnych rynków przez największych unijnych i pozawspólnotowych konkurentów. Jest to szczególnie widoczne, gdy mówimy o rynku chińskim, na który od lat zęby ostrzyli sobie polscy dostawcy. Dziś już wiadomo, że naszą potencjalnie silną pozycję eksportową zajęła Hiszpania. W kolejce czekają już kolejne państwa.
W praktyce rodzimy sektor trzody chlewnej traci silną dotychczas pozycję na europejskich i światowych rynkach. Bez wdrożenia odpowiednich mechanizmów walki z wirusem, nie ma mowy o zaprzestaniu rozprzestrzeniania się choroby.
Jak walczyć z ASF?
Eksperci są zgodni, że poza restrykcyjnym przestrzeganiem zasad bioasekuracji – która chroni jednak zasadniczo tylko pojedyncze gospodarstwa – jedyną skuteczną metodą walki z wirusem ASF jest prowadzenie szeroko zakrojonego odstrzału sanitarnego dzików. Takie działania realizowane były w naszym kraju – choć w niewystarczającym stopniu – w czasach, gdy resortowi rolnictwa przewodzili Krzysztof Jurgiel, a później Jan Krzysztof Ardanowski.
Dziki są głównym problemem, gdy mówimy o rozprzestrzenianiu ASF i to za ich przyczyną choroba przekroczyła linię Wisły i zaczęła pojawiać się województwach o kluczowym znaczeniu dla polskiego rynku trzody chlewnej; wielkopolskim i dolnośląskim.
Czy jednak sanitarny odstrzał dzików będzie kontynuowany? Trudno powiedzieć. Obecny minister rolnictwa – Grzegorz Puda – zadeklarował, że w kontekście walki z ASF należy prezentować „wyważone podejście do tematu”. Wskazał on także na znaczenie „dialogu z organizacjami ekologicznymi” w tym kontekście.
Wypada tu zapytać: jakiego dialogu? Wspomniane organizacje w ostatnich 4 latach dopuszczały się licznych blokad polowań w formie zorganizowanej, które są najskuteczniejszą metodą ograniczenia populacji dzików. Aktywiści zasłaniali lufy własnymi ciałami, narażając tym samym na niebezpieczeństwo samych siebie, ale także myśliwych. Wielokrotnie w ostatnich latach demolowane były też ambony myśliwskie, co podnosiły koła łowieckie. Dialog z kierującymi się niepopartą merytorycznymi argumentami ideologią aktywistami nie ma w tym miejscu i czasie żadnego sensu, jeśli w ogóle chcemy mówić o przetrwaniu polskiego rynku trzody chlewnej.
Zamknięcie gastronomii nie pomoże branży
Największe zakłady produkcyjne w Polsce i w Niemczech, które są kluczowe dla poziomu cen wieprzowiny w naszym kraju, wciąż nie osiągnęły w tym roku maksymalnych mocy produkcyjnych. Poza ASF potencjał zakładów zaburzony jest przez trudną sytuację pandemiczną. W samych tylko Niemczech na ubój czeka obecnie ponad 400 tysięcy tuczników.
W Polsce także zaczynają powstawać zatory, których rozładowaniu na pewno nie pomogą częściowe już zamknięcie branży gastronomicznej i zapowiadany pełny lockdown. Samo ograniczenie działalności restauracji z całą pewnością odbije się na poziomie konsumpcji mięsa wieprzowego we wszystkich krajach UE. Krajowe ograniczenia pandemiczne blokujące funkcjonowanie gastronomii będą negatywnie oddziaływały także na ceny skupu żywca.