Tylko największe belgijskie linie lotnicze Brussels Airlines, z uwagi na pandemię i brak chętnych pasażerów, odbyły aż 3 tys. takich lotów, a do marca 2022 r. mają wykonać ich podobną liczbę. Wszystko po to, aby nie utracić praw do lądowania na głównych lotniskach Europy.
Zgodnie z unijnymi regulacjami europejskie linie lotnicze muszą wykonać określoną liczbę planowanych przelotów, aby nie utracić możliwości korzystania z danego lotniska. Przed pandemią wymóg ten wynosił 80 proc. planowanych przelotów. Omawiane przepisy były co prawda zawieszone w szczycie pandemii koronawirusa, ale ostatniej wiosny Unia Europejska je przywróciła, tyle że w wymiarze 50 proc. W grudniu natomiast podjęto decyzję o podniesieniu wymiaru do 64% na okres od kwietnia do listopada.
Belgijski minister transportu Georges Gilkinet twierdzi, że unijne standardy są obecnie nierealistyczne i szkodliwe, zarówno z punktu widzenia ekonomicznego, jak i ekologicznego. Sama Lufthansa do końca marca planuje anulować aż 33 tys. zaplanowanych lotów. W związku z tym belgijski rząd chce zwrócić się do Komisji Europejskiej o rewizję swoich planów dotyczącą wymiaru przelotów.