Jakie najważniejsze wyzwania stoją obecnie przed małymi i średnimi firmami?
Małe, a zwłaszcza mikrofirmy w Polsce muszą oswoić się z ewentualną koniecznością przejścia do szarej strefy.
Żartuje pan?!
Dlaczego? Zapowiedzi zmian zaprezentowane w ostatnich tygodniach, są zmianami na niekorzyść mikro oraz małych firm i jeżeli nie zostaną odwołane to wymuszą na przedsiębiorcach wejście w szarą strefę. Profesor Zyta Gilowska, jako minister finansów, nieznacznie obniżyła koszty pracy poprzez redukcję wysokości składki rentowej. Jeżeli nawet nieznaczne zmniejszenie opodatkowania pracy spowodowało zauważalny wzrost powstawania nowych firm (w tym dla części opłacało się wyjść z szarej strefy), to działanie znacząco podwyższające podatki spowoduje powrót i ucieczkę firm do tej strefy. Dzięki ówczesnej obniżce udało się uniknąć kryzysu gospodarczego (po 2007 roku), który był efektem spekulacyjnego krachu na rynkach finansowych. Dzięki dodatkowo powstałym firmom oraz tym, które wyszły „z ukrycia”, udało się zamortyzować kryzys. Raport Deutsche Bank z tamtego okresu zauważył, że duży udział gospodarki nierejestrowanej – nieprecyzyjne określanej szarą strefą – zwiększa odporność na kryzys, co miało miejsce w przypadku Grecji czy Polski.
Uderzenie kryzysu w gospodarkę jest jak uderzenie pięścią w gąbkę, która szybciej odzyskuje po nim swój kształt dzięki aktywności przedsiębiorstw gospodarki nierejestrowanej. Polscy przedsiębiorcy, szczególnie ci mikro i mali, mają większy wpływ na życie rodzin niż program 500 Plus. Większości rodzin zapewniają pracę i tworzą między 60 a 70 proc. PKB. Większą część naszego PKB tworzą mikrofirmy.
Polscy mikroprzedsiębiorcy zostali zepchnięci przepisami i podatkami do statusu lumpenprzedsiębiorców. Po zapłaceniu wszystkich składek i podatków ich sytuacja materialna nie jest lepsza niż pracowników etatowych. Jest nawet gorsza, bo nie mają oni gwarancji stałych przychodów co miesiąc, za to posiadają stałe zobowiązania na dosyć wysokim poziomie. Dlatego właśnie Rzecznik Małych i Średnich Przedsiębiorców zaczął określać w tej wysokości podatek ZUS, zwany składką, jako zabójcę miejsc pracy w Polsce.
Wyzwaniem dla przedsiębiorców jest nadal niezreformowane państwo, które traktuje ich tak, jak w czasach PRL traktowało się rzemiosło – jako kogoś, kogo trzeba było tolerować, ale jednocześnie kto był celem różnego rodzaju nagonek, nękania i szykan biurokratycznego aparatu. Wówczas władza zapalała na chwilę „zielone światło”, a dziś co jakiś czas rozdaje granty. Ani w PRL, ani w III RP najmniejsi przedsiębiorcy nie mieli gwarancji niezmienialności prawa i podatków na co najmniej dekadę.
Muszę w tym momencie zareagować, bo jest to nieco szokujące, co pan mówi. Czy dobrze rozumiem, że namawia pan do niepłacenia podatków, obywatelskiego nieposłuszeństwa wobec władzy? W innym miejscu mówił pan też o rejestrowaniu firm poza granicami Polski… Trudno to postrzegać w kategoriach patriotyzmu gospodarczego.
Patriotyzm gospodarczy, który poniósł rząd na swoich sztandarach będzie pustym hasłem dopóki polska firma w Polsce będzie miała gorzej, niż dzisiaj ma polska firma działająca w Czechach, Słowacji czy Irlandii. W przeciwieństwie do deklaracji o patriotyzmie gospodarczym praktyka rządu cały czas idzie w zupełnie inną stronę. Częścią ogłoszonych zamiarów wyjścia z zapaści jest propozycja pięcioletnich gwarancji niskich podatków i stabilnego prawa, ale tylko dla międzynarodowych korporacji. Czy to nie oznacza, że mamy w praktyce system apartheidu gospodarczego, w którym rodzimi przedsiębiorcy we własnej ojczyźnie są w gorszym położeniu niż międzynarodowe korporacje?
To chyba nic w sumie nowego? Warto w tym momencie przypomnieć, że Dobra Zmiana jeszcze przed dojściem do władzy w 2015 roku obiecywała właśnie dowartościowanie polskiego przemysłu i usług. Było to jednym z powodów ich późniejszego zwycięstwa wyborczego. W okresie lockdownu – jak się wydaje – to przede wszystkim polscy przedsiębiorcy byli ograniczani, a nie zagraniczni, będący właścicielami np. marketów budowlanych, galerii handlowych, dyskontów itp.
Dlatego polscy przedsiębiorcy powinni być przygotowani na trudną życiowo dla nich decyzję, czyli przejście do gospodarki nierejestrowanej – poza jurysdykcję urzędu skarbowego, ZUS i innych instytucji kontrolnych. Jest to stresująca i niekomfortowa sytuacja, ale stawką jest utrzymanie działalności i zapewnienie bytu bliskim.
Sugerował pan także, by przerejestrowywali działalność gospodarczą do stref niskich podatków lub bezpodatkowych.
Proszę zauważyć, że z grupy 100 najbogatszych Polaków spora cześć z nich jest dlatego właśnie bogata, bo ma rezydentury podatkowe w innych krajach. Proszę jednak nie zapominać, że zwłaszcza mikro i małe przedsiębiorstwa są przysłowiową solą polskiej ziemi i to one tworzą codzienny byt małych ojczyzn. Nałożenie na nie ciężarów ponad miarę wywoła ich nieuchronną reakcję i znajdą się poza systemem. Wyrejestrowanie się z niego nie oznacza, że nie będą nadal działać i świadczyć usług.
Międzynarodowe badania potwierdzają, że im mniej wolności gospodarczej oraz więcej regulacji, tym gospodarka nierejestrowana jest większa. Polska w 2021 roku osiągnęła drugą pozycję w Europie, a dziesiątą na świecie w rankingu skomplikowania przepisów dotyczących prowadzenia działalności gospodarczej. W tak złowrogim systemie jak polski, przedsiębiorca żyje cały czas ze świadomością, że jego działalność w każdej chwili może zostać zablokowana i zniszczona, a majątek skonfiskowany. Stoi nierzadko przed wyborem nie tylko materialnym, że aby przetrwać musi przejść do szarej strefy, albo podporządkowując się kolejnym niekorzystnym przepisom i podatkom zlikwidować swoją działalność.
Porozmawiajmy chwilę o pandemii. Jak pan ocenia skuteczność tej pomocy, która jest prezentowana jako sukces rządu, czyli tzw. pomocy tarczowej dla firm w koronakryzysie?
W Polsce dziś, podobnie jak w USA podczas spekulacyjnego krachu w latach 2007-2008, można zauważyć podobne skutki pomocy typu helicopter money w zachowaniach firm. Cały czas od momentu przyznawania kolejnych tarcz rośnie zakup i leasing luksusowych aut, których ceny w czasie ciągle niepewnej sytuacji zamiast spadać, systematycznie rosną. Wskazuje to, że przynajmniej część tarcz była nieprzemyślana. Podobnie jak niegdyś w USA, gdy bankrutująca firma kupiła za ok. 50 mln dolarów dotacji nowy samolot dla zarządu, aby mógł częściej latać do Waszyngtonu i lobbować za kolejnymi dotacjami. Przedsiębiorcy zaś w Polsce wskazywali, że najefektywniejsza pomoc jaka im trafiła się, to nawet czasowe zwolnienie z płacenia podatku ZUS.
Gdyby za te miliardy, wydane jako helicopter money i w tarczach, opłacono na przynajmniej pięć lat polskim przedsiębiorcom ZUS, to wywołałoby to kolejny po 1988 roku w naszym kraju „cud gospodarczy”.
Co jest najbardziej potrzebne obecnie firmom i polskiej gospodarce?
Potrzebna jest uczciwa diagnoza stanu państwa i jego instytucji, dla dokonania zaniechanej w latach 90. XX wieku transformacji. Biurokracja państwowa cały czas tkwi korzeniami mentalnie w traktowaniu przedsiębiorców i obywateli jak w czasach zaborów. Realizacja jej interesów akceptowana przez polityków powoduje co roku straty u przedsiębiorcy rzędu ok. 70 mld zł z powodu złych i szkodliwych przepisów. Mamy znacznie więcej własnych środków, niż biurokracja unijna może nam przyznać. Dziś środki umacniają biurokrację i aż tak bardzo nie zwiększają konkurencyjności naszej gospodarki. Najwięcej zyskałaby ona na transformacji państwa polskiego.
Andrzej Sadowski – założyciel i prezydent Centrum im. Adama Smitha – Pierwszego Niezależnego Instytutu w Polsce, a także – między innymi – jeden z założycieli (1996) i członek zarządu Transparency International Polska (do 2003), członek Narodowej Rady Rozwoju przy Prezydencie RP obu kadencji (2009-2010 i 2015-2020), członek Rady Naukowej Ośrodka Badań nad Przedsiębiorczością Polskiej Agencji Rozwoju Przedsiębiorczości (2009).