Nad polskim Bałtykiem brakuje rąk do pracy. Przedsiębiorcy wiązali wielkie nadzieje z masowym przyjazdem do Polski Ukrainek, ale kobiety najwyraźniej nie palą się do pracy.
Lada moment zacznie się sezon nad polskim morzem, a tymczasem okazuje się, że nie ma komu pracować w gastronomii i hotelarstwie. Mimo napływu uchodźców z Ukrainy, nadmorscy przedsiębiorcy wciąż mają problem ze znalezieniem chętnych do pracy. Wśród przedsiębiorców są tacy, którzy pracowników szukają już od kwietnia, a niektórzy pracowników szukali jeszcze wcześniej. Wielu liczyło na to, że wśród uchodźców z Ukrainy wiele będzie takich osób, które będą chciały być niezależne i szybko będą szukać pracy. Rzeczywistość zweryfikowała te oczekiwania.
Eksperci rynku pracy mówią, że długo żyliśmy mitem o pracowitości Ukraińców. Błędem było założenie, że przy tylu uchodźcach nie zabraknie rąk do pracy. Wskazują również, że być może oferta ze strony przedsiębiorców nie jest zadowalająca i muszą oni podnieść stawki. Obecnie pracodawcy oferują przeważnie około 25 złotych netto za godzinę pracy. Według ekspertów, w sytuacji niedoboru pracowników stawki będą musiały pójść w górę.
Jaki będzie tegoroczny sezon?
Przedsiębiorcy działający w polskich kurortach nadmorskich przewidują, że w tym roku mniej będzie gości z zagranicy, za to Polacy masowo ruszą nad morze. Przedsiębiorcy głowią się teraz, jak znaleźć pracowników, by zaspokoić ten nadchodzący gigantyczny popyt na usługi. Gorączkowo myślą nad tym, jak przekonać Ukrainki do pracy. Jednym z rozwiązań jest wypłacanie wynagrodzenia w trybie tygodniowym, gdyż zauważyli, że Ukrainki chcą wracać do swojego kraju, jak tylko sytuacja wojenna ulegnie poprawie. Według ekspertów, Ukrainki boją się umów o pracę. Wolą pracować na „czarno”, gdyż mają wtedy więcej swobody i pieniędzy w kieszeni.
Źródło: gs24.pl