Kilkanaście osób zabrało się w poniedziałek około południa przed Pałacem Prezydenckim w Warszawie. Postulatami ubranych na czarno przedsiębiorców był sprzeciw wobec obostrzeń i ograniczeń w funkcjonowaniu gospodarki.
– Dlatego zebraliśmy się tutaj i chcemy rozpocząć ten marsz, tę czarną procesję przez Polskę, w której chcemy obudzić świadomość, że to przedsiębiorcy polscy potrzebują i będą walczyć o swoje prawa, dlatego że bez nich nie będzie ani podatków, ani budżetu, ani silnego państwa – tłumaczyli protestujący.
– Chcemy brać udział aktywny, my mikro, mali i średni przedsiębiorcy polscy w stanowieniu prawa, które nas dotyczy, memoriał ten prezydent, premier, marszałek Grodzki i marszałek Witek otrzymają jutro na swoje adresy – mówił uczestniczący w proteście Jacek Czauderna, prezes Izby Gospodarczej Gastronomii Polskiej.
Warto przypomnieć, że na skutek lockdownów (ubiegłorocznego i tego, który wciąż trwa) polska branża gastronomiczna znalazła się w fatalnej sytuacji i jest coraz bardziej zadłużona. Szacuje się, że zamknięto już 25 proc. wszystkich polskich restauracji, a pracę w tej branży straciło ponad 200 tys. osób. Przedsiębiorcy z branży gastronomicznej liczyli na to, że ich sektor będzie mógł już normalnie funkcjonować pod koniec kwietnia i choć po części straty odbije sobie w weekend majowy. Rząd miał inne plany…
Nazwa „czarna procesja” to odwołanie do historycznego wydarzenia. Manifestację w 1789 r. zorganizował ówczesny prezydent Warszawy Jan Dekert. Wraz z delegacjami większości miast królewskich Rzeczypospolitej Obojga Narodów próbował wywrzeć presję na obradujący wtedy Sejm (nazwany potem Sejmem Wielkim, którego efektem było uchwalenie Konstytucji 3 maja), by uzyskać szersze prawa dla stanu mieszczańskiego.