„Rządy wprowadziły blokady, podobno po to, aby zapobiec sytuacji, w której zagrożenie zdrowia publicznego wymknie się spod kontroli. W niedalekiej przyszłości świat być może będzie musiał ponownie uciec się do blokad, by poradzić sobie z kryzysem klimatycznym. Musimy zmienić nasze struktury gospodarcze i inaczej postępować z kapitalizmem” – takie opinie coraz częściej wychodzą z lewicowych ośrodków: od „Guardiana” po Harvard School of Public Health. Zachodnia lewica znalazła wreszcie winnego – główną przyczyną pandemii jest… niszczenie natury. Rozwijająca się kampania psychologicznego terroru ma teraz wykazać powiązanie COVID-19 z klimatem.
Wolność czy bezpieczeństwo?
Stale podkreślana jest groza obu tych kataklizmów (koronawirusa i zmian klimatycznych). Wpajany jest pogląd, że na walkę z zagrożeniami zostało bardzo mało czasu. Trudno więc dziwić się ludziom, że mają problem z jasną oceną sytuacji i powierzają swój los mesjaszom nowej, zielonej religii oraz apostołom nowej religii covidowego i klimatycznego zagrożenia. Mamy im zaufać bezkrytycznie. Zamieniając osobistą wolność, dotychczasowe dążenia i ambicje oraz radość codziennego życia na złudne poczucie bezpieczeństwa. Obnaża to oblicze współczesnej Europy, która w nic nie wierzy i nie wie, dokąd i po co zmierza.
„Covid-19 i kryzys klimatyczny są częścią tej samej bitwy” – tak zatytułowany artykuł, poświęcony koincydencji pandemii koronawirusa i walce o klimat, ukazał się w grudniowym wydaniu „The Guardian”. Znajdujemy tam m.in. takie rozważania: „pandemia powinna przypominać wszystkim, że faktów natury nie można odrzucić, a postęp podąża ścieżką naukową (…). Choroby zakaźne i szkody środowiskowe są klasycznymi przykładami tego, co ekonomiści nazywają negatywnymi efektami zewnętrznymi; są problemami, z którymi rynki nie mogą sobie poradzić samodzielnie, ponieważ ludzie, którzy kichają bez maski lub zanieczyszczają powietrze, nie ponoszą pełnych konsekwencji swoich działań”. Bez komentarza.
Co COVID-19 ma wspólnego z klimatem? Jak się okazuje, bardzo dużo. W sprawie „resetu środowiskowego” Klaus Schwab (założyciel i szef Światowego Forum Ekonomicznego) stwierdza, że „na pierwszy rzut oka pandemia i środowisko mogą wydawać się tylko odległymi krewnymi, ale są znacznie bliżej i bardziej ze sobą powiązane niż się nam wydaje”. Jego zdaniem zjawiska klimatyczne oraz obecna, a może i przyszłe pandemie „mają charakter globalny i dlatego można im skutecznie zaradzić tylko w sposób skoordynowany na całym świecie”.
Giganci zmienią klimat?
Najnowszy, głośny Raport IPCC pt. „Zmiany klimatu 2021” apeluje: „to ludzkość ma zmienić klimat, przy czym liczy się każdy promil ocieplenia”. Nie jest to pierwszy tego typu raport. Pojawił się jednak w ważnym momencie. Inny, mniej już znany, zatytułowany został: „Unikanie blokady klimatycznej” i jest sygnowany jest przez Marianę Mazzucato, profesor ekonomii na University College London, a zarazem przewodniczącą WHO Council on the Economics of Health for All (Radę WHO ds. ekonomiki powszechnego zdrowia, będącą oddziałem Światowej Organizacji Zdrowia). Opublikowany został też szybko przez Światową Radę Biznesu na rzecz Zrównoważonego Rozwoju (WBCSD), która określa się jako „globalna, kierowana przez CEO organizacja, złożona z ponad dwustu wiodących firm współpracujących ze sobą, aby przyspieszyć przejście do zrównoważonego świata”. Do WBCSD należą przede wszystkim ponadnarodowe korporacje, m.in. Google i Microsoft, Chevron, BP, Bayer i Walmart. Jest to ponad 200 globalnych firm z łącznym, rocznym przychodem przekraczającym 8 bln dolarów.
Firmy-giganci tak naprawdę mają w nosie troskę o środowisko naturalne i klimat. Posiadają za to doskonały PR w zakresie tzw. greenwashingu, czyli medialnego kreowania wizerunku firmy na unikatowy pod względem wrażliwości społecznej i klimatycznej. Giganci – pod przykrywką greenwashingu – cały czas prowadzą intratne interesy nie przejmując się szkodami środowiskowymi.
Krok ku zagładzie
Jeśli propozycje „Fit for 55” wejdą w życie w obecnym „zdynamizowanym” kształcie, można będzie już zacząć odliczanie do końca projektu zwanego Unią Europejską. W niedawno opublikowanej trafnej analizie Związek Przedsiębiorców i Pracodawców (ZPP) pisze wprost, że zawarte w tym pakiecie rozwiązania doprowadzą do pogorszenia kondycji europejskiej gospodarki, a w konsekwencji do zubożenia Europejczyków.
„Unilateralne działania UE w dziedzinie klimatu nie doprowadzą do osiągnięcia zamierzonych celów klimatycznych z kilku podstawowych powodów. Po pierwsze, transformacja energetyczna wymaga inwestycji na poziomie przemysłu, a regres gospodarczy je uniemożliwi. Po drugie, aby konsumenci wykorzystywali nowe, neutralne dla klimatu technologie, potrzebują na to środków. Oczywistym jest, że obciążenie Europejczyków dodatkowymi daninami zmniejszy ich dochód rozporządzalny, który mogliby przeznaczyć na inwestycje w proekologiczne rozwiązania. Po trzecie, UE generuje zaledwie małą część światowych emisji. Unilateralne działania, choć mogą dawać impuls polityczny, nie są w stanie wygenerować realnych korzyści dla klimatu. Jednocześnie działania te podważają międzynarodowe zasady współpracy i mogą utrudniać, nie ułatwiać, osiągnięcie globalnego konsensusu” – trafia w sedno sprawy ZPP.
Szkodliwy absurd
Zielona i postpandemiczna gospodarka przynosi zyski koncernom, które na rożne sposoby absorbują wydatki podatników na walkę ze zmianami klimatycznymi. W Polsce, podobnie jak i w innych krajach europejskich (jak na przykład w Hiszpanii), prawa do emisji CO2 (ETS) będą nadal – i to szybko – drożały.
– Jeśli przyjrzymy się badaniom ich skutków dla klimatu, zauważymy, że zdecydowana większość z nich to modele ex ante, nie zaś empiryczne badania ex post – do tego wniosku doszła dr Jessica Green z Uniwersytetu Toronto, która dokonała przeglądu literatury w temacie ETS-ów i znalazła mniej niż 40 badań empirycznych skutków. W kwestii unijnego ETS Green konkluduje, że „pomimo znacznych zasobów ludzkich i finansowych zainwestowanych w opracowanie systemu EU-ETS i zarządzanie nim EU-ETS, redukcje emisji wynoszą od… 0 do 1,5 proc. rocznie” – wskazuje ZPP.
O tym, że rynek ETS-ów stał się rynkiem wysoce spekulacyjnym i wyniszczającym finansowo pisaliśmy już wielokrotnie. Komisja Europejska, zamiast uzdrowić ten system, chce go rozciągnąć także na budynki i transport lotniczy. Skutkiem „ekologizowania” domów na siłę będzie powstanie nowego ubóstwa – tym razem energetycznego. Czy nie stoi to w sprzeczności z celami strategicznymi UE tworzenia przyjaznego i bezpiecznego miejsca do zamieszkiwania?
Także w Polsce czeka nas drastyczny wzrost cen energii elektrycznej oraz wzrost jej deficytu skutkujący importem energii elektrycznej za ponad 5 mld zł rocznie.
Urabianie opinii publicznej
„The Guardian” już osiem miesięcy temu opublikował artykuł pod znamiennym tytułem: „Globalne zamknięcie co dwa lata potrzebne do osiągnięcia paryskich celów CO2”. Po kilku godzinach nagłówek jednak zmieniono, usuwając wzmiankę o blokadach. Mniej więcej w tym samym czasie ukazał się kolejny tekst ostrzegający, że po zakończeniu lockdownu emisje wzrosną do „poziomów sprzed pandemii”. Z kolei artykuł w „Forbes” zachęca ludzi do „przyjęcia lekcji pandemii”. Czytamy w nim: „Planeta przeszła gigantyczną przerwę podczas pandemii i miała szansę na naprawę i odzyskanie siebie. Planeta nie jest problemem, to my jesteśmy, więc możemy teraz kontynuować niektóre dobre wysiłki, które podjęliśmy w obliczu nagłego zdystansowania się społecznego i zagrożenia COVID-19”.
Czy po pandemii koronawirusa Europa stanie się królikiem doświadczalnym dla zmian wymuszanych w ramach Zielonego Ładu i jego akceleratorów typu „Fit for 55”? Możemy sobie wyobrazić, że w kolejnych krokach, w ramach „blokady klimatycznej” (wprowadzanej dla naszego dobra przecież!), rządy ograniczą korzystanie z prywatnych pojazdów. Zakażą lotów. Zabronią produkcji i sprzedaży mięsa. Narzucą limity wykorzystania coraz droższej energii elektrycznej i zakażą produkcji kopalniom. Zielone szaleństwo zastąpi – lub będzie towarzyszyć – szaleństwu covidowemu. Czy zamierzamy się temu tylko spokojnie przyglądać?