Ogłoszony nie tak dawno rządowy plan Polski Ład zakłada przebudowę polskiego systemu podatkowego tak, aby mniej zarabiający płacili niższe podatki, a lepiej sytuowani Polacy – wyższe. Takie jest przynajmniej założenie. Wiele wskazuje jednak na to, że zarówno sam plan, jak i inne działania Ministerstwa Finansów ukierunkowane są przede wszystkim na pozyskiwanie nowych źródeł finansowania, w tym wprowadzanie całkiem nowych podatków i opłat (nie tak dawno ukazało się nawet ogłoszenie o pracę, w którym oferowane przez fiskusa stanowisko wiązało się z… wymyślaniem nowych danin). W ostatnim czasie pojawiło się także kilka nowych rozwiązań podatkowych, które spowodowały wzrost obciążeń, takich jak np. opłata cukrowa, opłata za obrót hurtowy napojami alkoholowymi, podatek od plastiku, opłata opakowaniowa, opłata mocowa, odmrożenie podatek od handlu detalicznego, czy opodatkowanie spółek komandytowych CIT.
Nie jest to dziwne, skoro w ubiegłym roku rząd gwałtownie zwiększył deficyt budżetowy w związku z COVID-19. Zarówno wydatki związane z COVID-19, jak i planowane nowe transfery socjalne (w ramach Polskiego Ładu) muszą być z czegoś finansowane. Stąd m.in. pomysł na podwyższenie składki zdrowotnej dla przedsiębiorców, czy też likwidacji odliczenia jej od podatku (co dałoby rządowi nawet 60 mld zł dodatkowych wpływów).
Unia Europejska też szuka pieniędzy
Ale poszukiwanie nowych źródeł dochodów podatkowych to nie tylko polska specjalność. Takich rozwiązań poszukuje także UE, które musi z czegoś sfinansować Fundusz Odbudowy, uchwalony na potrzeby zwalczania w krajach unijnych skutków pandemii.
W 2020 r. przywódcy państw członkowskich na unijnych szczytach w Brukseli wynegocjowali kształt unijnego budżetu na lata 2021–2027. Równocześnie przyjęto zupełnie nowy instrument finansowy UE, czyli tzw. Funduszu Odbudowy wynoszący 750 mld euro.
Leżące u podstaw Funduszu Odbudowy założenie jest takie, że dług zaciągnięty na poczet funduszu zostanie zapłacony z nowych podatków, które miałyby stać się środkami własnymi UE, m.in. podatku od plastiku, podatku cyfrowego czy granicznej opłaty węglowej. Gdyby zaś takich podatków nie udało się wprowadzić, środki rozdysponowane za pośrednictwem funduszu będą spłacone przez wkłady państw członkowskich.
Niezależnie od tego Komisja Europejska ma zaproponować również dodatkowe nowe zasoby własne, które mogłyby obejmować podatek od transakcji finansowych oraz wkład finansowy związany z sektorem przedsiębiorstw.
W rezolucji z 23 lipca 2020 r. również Parlament Europejski podkreślił, że jedynie utworzenie dodatkowych nowych zasobów własnych może pomóc w spłacie długu UE, a jednocześnie ocalić budżet unijny i złagodzić presję fiskalną wywieraną na budżety krajowe i obywateli UE. 16 września 2020 r. europarlament wydał w procedurze konsultacji opinię w sprawie proponowanej decyzji Rady. W opinii ponownie zaapelowano o wprowadzenie nowych zasobów własnych zgodnie z harmonogramem oraz o zniesienie wszystkich rabatów.
Przypomnijmy, że dziś zasoby własne budżetu UE dzielą się na trzy rodzaje: tradycyjne zasoby własne (m.in. dochody pochodzące głównie z opłat, składek, ceł pobranych na podstawie Wspólnej Taryfy Celnej), zasoby oparte na VAT (w postaci jednolitej stawki procentowej obowiązującej wszystkie państwa członkowskie), zasoby oparte na dochodzie narodowym brutto (DNB), które są uzyskiwane poprzez zastosowanie jednolitej stawki procentowej do DNB każdego państwa członkowskiego i które stanowią obecnie największe źródło środków finansowych UE.
Nowe podatki i daniny
Najbardziej konkretnym z nowych rozwiązań jest jak dotychczas tzw. unijny podatek od plastiku (Plastic Tax lub Platsic Levy). Ta nowa danina została wprowadzona już 1 stycznia 2021 r. Wynosi ona 0,8 euro od każdego kilograma plastiku niepoddanego recyklingowi i wpłacana jest bezpośrednio do unijnej kasy (kilka państw, w tym Polska, otrzymało jednak upusty od tej daniny). Kłopot z tym podatkiem jest taki, że rząd z pewnością przeniesie koszt tej opłaty na producentów plastiku (tworzyw sztucznych i opakowań), co oznacza, że w ostatecznym rezultacie zapłacą za to konsumenci.
Dyskusja o kolejnym instrumencie, czyli granicznym podatku węglowym, trwa z kolei w UE od dość dawna. Przy okazji jego wprowadzenia miałyby być cofnięte bezpłatne zezwolenia na emisję CO2. Sam podatek to w praktyce coś w rodzaju cła na produkty z importu, których wytworzenie powoduje emisję CO2. Tym samym graniczny podatek węglowy ma zapobiec przenoszeniu produkcji, przede wszystkim wysokoemisyjnego przemysłu, do krajów, gdzie firmy nie płacą za emisję gazów cieplarnianych. Według ostatnich znanych informacji zobowiązane do zapłaty podmioty miałyby kupować specjalne „cyfrowe certyfikaty” po cenach powiązanych z kosztami emisji w systemie EU ETS, czyli unijnego systemu handlu uprawnieniami do emisji CO2. Jego wprowadzenie miałoby nastąpić w 2025 r., a przewidywane wpływy szacowane są od 5 do nawet 14 mld euro rocznie.
W kwestii podatku cyfrowego warto przypomnieć, że w marcu tego roku przywódcy UE opowiedzieli się za wypracowaniem w ramach OECD do połowy 2021 r. globalnego, konsensualnego rozwiązania w zakresie międzynarodowego opodatkowania działalności cyfrowej. Potwierdzili jednak, że jeżeli nie pojawi się perspektywa takiego rozwiązania, UE jest gotowa podjąć własne kroki. Komisja Europejska zapowiedziała zaś projekt opłaty cyfrowej, która miałaby zostać wprowadzona najpóźniej 1 stycznia 2023 r. Przewidywane są tu trzy rozwiązania:
- dopłata do podatku dochodowego od osób prawnych (corporate income tax top-up), która miałaby zastosowanie do wszystkich przedsiębiorstw prowadzących niektóre rodzaje działalności cyfrowej w UE
- podatek od przychodów uzyskanych z niektórych rodzajów działalności cyfrowej prowadzonej w UE
- podatek od transakcji cyfrowych między przedsiębiorstwami, przeprowadzanych w UE.
Inne szczegóły nie są jednak, póki co, znane.
Z kolei istotą podatku od transakcji finansowych jest opodatkowanie transakcji dokonywanych na danym rynku finansowym przez wielkie korporacje. Co ciekawe, z pomysłem wprowadzenia takiego podatku w Polsce wystąpił w ubiegłym roku na jednym z posiedzeń Sejmu także premier Mateusz Morawiecki. Niektóre kraje unijne, takie jak Francja, czy Węgry, już taki podatek u siebie mają. Sama Unia o jego wprowadzenie stara się zaś od… 2011 r.
Z informacji na temat projektu unijnego wiadomo dotychczas jedynie tyle, że podatek od transakcji finansowych miałby wynosić od 0,2 do 0,3 proc. i byłby opłacany wyłącznie przez spółki, których kapitalizacja rynkowa przekracza miliard euro. Wpływy z niego miałaby wynosić jedynie około 3,5 mld rocznie.
Natomiast gdy chodzi o wkład finansowy związany z sektorem przedsiębiorstw, to prawdopodobnie należy przez to rozumieć postulowany jeszcze w 2018 r. pomysł poboru 3 proc. podatku stosowanego do nowej wspólnej skonsolidowanej podstawy opodatkowania osób prawnych (która będzie stopniowo wprowadzana po przyjęciu niezbędnych przepisów). Poza krajowym CIT, podatek ten byłby zatem płacony także na poziomie unijnym. Nie wiadomo jednak, czy przez wszystkich podatników. Wprowadzenie takiej daniny może być bowiem trudne. Wystarczy przypomnieć, że już przy propozycji ustanowienia minimalnej stawki CIT na poziomie 15 proc. poważne zastrzeżenia miała m.in. Polska, która nie bardzo chce się z takim pomysłem pogodzić (w Polsce mamy co prawda stawkę 19 proc., ale jest też stawka obniżona 9 proc.).
Niezależnie od tego, jaki ostatecznie kształt przyjmą nowe rozwiązania i niezależnie od oporu, jaki wprowadzenie nowych „unijnych” podatków może budzić po stronie poszczególnych krajów członkowskich (w tym także Polski, która jest szczególnie niechętne w dzieleniu się podatkową autonomią z UE), ich wprowadzenie w przeciągu kilku najbliższych lat wydaje się nieuniknione. Zatem warto mieć to na uwadze, planując przyszłość własnego biznesu.