Polski transport od kilku już lat systematycznie umacniał swoją pozycję na rynku przewozów międzynarodowych. Pierwsza fala pandemii tylko trochę mu zaszkodziła. Po przejściowych spadkach popyt na usługi polskich przewoźników szybko wrócił do poziomu sprzed kryzysu, w czym pomógł w tym m.in. dynamiczny wzrost e-commerce oraz rozwój sieci dystrybucji. Teraz jednak prognozy są pesymistyczne. Na tym rynku dzieje się naprawdę niedobrze.
Brakuje kierowców, spada sprzedaż
Transport, obok budownictwa, jest jedyną branżą, która w badaniu Bibby MSP Index częściej przewiduje spadek zatrudnienia (22 proc.) niż jego wzrost (16 proc.). To oznaka coraz większych problemów kadrowych na rynku przewozów, które dotykają także rynki innych krajów. Zdaniem ekspertów niedobór kierowców w przyszłym roku może sięgnąć nawet 200 tys. etatów.
Transport zanotował największe pogorszenie nastrojów wśród wszystkich branż badanych w ramach Bibby MSP Index, który diagnozuje koniunkturę małych i średnich firm. Sub-indeks dla tej branży zmniejszył się aż o 7,5 pkt w porównaniu z poprzednią, wiosenną, falą badania i obecnie utrzymuje się na granicy kryzysu – 50,2 pkt.
Z kolei z listopadowego odczytu MIK Polskiego Instytutu Ekonomicznego (PIE) wynika, że w październiku br. aż 39 proc. firm branży TSL odnotowało spadek wartości sprzedaży miesiąc do miesiąca, a co czwarta firma – spadek o ponad 10 proc. Wiele firm transportowych zaczyna odczuwać dotkliwy wzrost kosztów prowadzenia biznesu, który i tak nie należy do najłatwiejszych za sprawą zatorów płatniczych i dużej konkurencyjności na rynku.
Narastają długi firm
Według Krajowego Rejestru Długów (KRD) zaległości branży transportowej są najwyższe w historii. Na koniec maja wyniosły prawie 1,2 mld ł. Większość z nich stanowią nieuregulowane rachunki najmniejszych firm przewozowych. Jedna trzecia firm transportowych płaci zobowiązania z opóźnieniem przekraczającym 60 dni. Na zapłatę czekają głównie banki oraz firmy leasingowe i faktoringowe.
Pakiet Mobilności dobije polskie firmy
Prawdziwym wyzwaniem dla całej branży jest zapowiedź wejścia w życie unijnego Pakietu Mobilności, który wprowadza m.in. nowe stawki godzinowe dla kierowców. Od lutego 2022 r. na terenie Unii Europejskiej kierowcom będzie przysługiwało minimalne pełne wynagrodzenie odpowiednie do kraju, w którym jeżdżą. Powszechnie stosowane dodatki (diety za podróże służbowe, ryczałty za noclegi) nie będą przy tym uznawane za część wynagrodzenia. To może oznaczać drastyczne podwyżki płac kierowców, trudne do udźwignięcia przez firmy. Przedsiębiorcy przewozowi już myślą o przeniesieniu swojej działalności za granicę, przede wszystkim do Niemiec, ale polski rząd zdaje się nie widzieć w tym problemu. Spokojnie wdraża Pakiet Mobilności, który dodatkowo generuje koszty związane z koniecznością instalacji nowych, drogich urządzeń technicznych.
– Faktem stał się unijny Pakiet Mobilności, a firmy wymagają szybkich inwestycji w nowoczesne technologie. Wyzwaniem pozostaje zachowanie płynności, zwłaszcza że kolejne półrocze ma upłynąć pod znakiem mniejszej sprzedaży, a więc i zysków, przy niedoborze kierowców. Do tego rosną ceny paliw, a wyższe stopy procentowe przekładają się na większe raty leasingu czy kredytu – mówi Tomasz Rodak, dyrektor sprzedaży Bibby Financial Services, spółki, która od 10 lat regularnie prowadzi badanie Bibby MSP Index.
Związek Pracodawców Transport i Logistyka Polska szacuje, że konieczność uwzględnienia nowych regulacji może kosztować polskich przewoźników nawet 14 mld zł rocznie. Czy rząd dostrzega problem, że Pakiet Mobilności to „zasadzka”? Kolejny segment polskiego biznesu na skutek unijnych regulacji jest poważnie zagrożony.