Chodzi – oczywiście – o Zielony Ład, czyli politykę, której bezpośrednią konsekwencją będzie znaczne – nawet kilkudziesięcioprocentowe w przypadku niektórych branż – ograniczenie produkcji. Dotknie ono bezpośrednio zarówno przedstawicieli sektora upraw, jak i hodowców zwierząt. Unia Europejska naiwnie twierdzi też, że w ślad za unijnymi przepisami zmianę swojej polityki rolnej zapowiedzą już niebawem największe gospodarki świata. Rolnicy takich złudzeń nie mają.
Dodatkowo gospodarze rozsierdzeni są faktem, że największa reforma unijnego rolnictwa w historii odbywa się w zasadzie bez realnego wsłuchania się w głos samych zainteresowanych. Owszem – pewne iluzoryczne gesty imitujące realną troskę o uwzględnienie zdania rolników zostały wykonane, ale nie miały one w zasadzie żadnego wpływu na finalny kształt proponowanych zmian.
Zjednoczenie jakiego nie było
Nic tak nie jednoczy jak wspólna tragedia, a takiej spodziewają się rolnicy już w pierwszych latach funkcjonowania Zielonego Ładu. Wzrosty kosztów prowadzenia działalności gospodarczej, niekontrolowany napływ taniej żywności z krajów pozaunijnych czy – finalnie – wyższe ceny produktów na sklepowych półkach to w zasadzie nieuniknione konsekwencje Europejskiego Zielnego Ładu.
Z tego tytułu wokół akcji #EUnitedAgri zgromadzili się rolnicy z kilkunastu państw Unii Europejskiej, którzy zamierzają jednoznacznie wyartykułować w myśl zasady „nic o nas bez nas” swój sprzeciw wobec wspólnotowej polityki. Inicjatywa nie jest bez znaczenia, bo pierwszy raz ramię w ramię i pod jednym szyldem protestować będą rolnicy z Polski, Niemiec, Francji, Holandii, Belgii, Luksemburga, Włoch czy Hiszpanii. Za tak szeroką reprezentacją stoją konkretne interesy i konkretne pieniądze, które dla Unii Europejskiej liczą się jak nic innego.
Początkowo protest #EUnitedAgri odbyć miał się w drugim tygodniu grudnia ubiegłego roku, ale nieszczęśliwie termin ten zbiegł się w czasie z kolejną falą pandemii i problemami, które z tego powodu stwarzały belgijskie służby porządkowe. Sami rolnicy utrzymują, że faktyczny protest miałby odbyć się na przełomie stycznia i lutego bieżącego roku. Organizatorzy zapowiadają, że do Brukseli wybierze się kilkadziesiąt tysięcy rolników i tysiące ciągników, które zablokują okolice budynków UE.
Protestować mają producenci zbóż, hodowcy trzody chlewnej, zwierząt futerkowych, bydła mlecznego i mięsnego, producenci warzyw, owoców, przedstawiciele sektora akwakultury i cała gama reprezentantów branż pokrewnych rolnictwu, które na Zielonym Ładzie stracą – w ogólnym rozrachunku – miliardy euro.
Plany Strategiczne martwią rolników
Kulminacją rozgoryczenia gospodarzy było przekazanie – w ostatnich dniach minionego roku – Komisji Europejskiej Planów Strategicznych nowej Wspólnej Polityki Rolnej. Stanowią one zbiór działań, które pomogą wdrożyć założenia nowej WPR oraz – w praktyce – zaimplementować założenia Zielonego Ładu do krajowych systemów rolnych.
Trudno nie zauważyć, że wypowiedzi polityków Komisji Europejskiej niejako zrzucają na państwa członkowskie całą odpowiedzialność za skutki nowych strategii: Od Pola do Stołu, Strategii na rzecz Bioróżnorodności czy Fit for 55. Skoro to kraje UE zadbać muszą o szczegóły wdrożenia nowej polityki, wina za jej negatywne konsekwencje ekonomiczne spoczywa wyłącznie na nich – nie na Komisji Europejskiej. Taki ciąg logiczny (sic!) starają się obywatelom zaczepić unijni dygnitarze.
Samonakręcająca się spirala
Wielce prawdopodobne, że grono państw, które chcą wyrazić swój sprzeciw wobec unijnej polityki rolnej, będzie większe. Poszerzaniu się grupy członków #EUnitedAgri sprzyjają dewastujące portfele gospodarzy problemy cenowe na rynkach energii czy paliw, przekładające się na horrendalnie wysokie koszty prowadzenia gospodarstw. Nie bez znaczenia pozostaje tu także galopująca w wielu krajach inflacja, czy towarzyszące planom Komisji Europejskiej inicjatywy takie jak „Koniec Epoki Klatkowej” czy podwyższenie stawki podatku VAT na produkty pochodzenia zwierzęcego.
Podobnej reakcji Komisja Europejska musiała się przecież spodziewać. Firmowanie zmian twarzą Janusza Wojciechowskiego z całą pewnością nie pomaga także Prawu i Sprawiedliwości w tworzącym się mękach mozolnym procesie odbudowy zaufania rolników do partii. Janusz Wojciechowski jest dziś bodaj ostatnim ogniwem łączącym rządzące ugrupowanie – oby nie tylko terminowo – ze słusznie minionymi czasami „Piątki dla zwierząt” i postacią Grzegorza Pudy.