Firmy produkujące żywność uzyskały pozwolenie na delikatne zmiany składu swoich produktów. Jeśli danej firmie będzie brakowało danego składnika, to będzie mogłam użyć innego i to bez konieczności zmiany etykiety informacyjnej dla klientów.
Inspekcja Jakości Handlowej Artykułów Rolno-Spożywczych i Państwowa Inspekcją Sanitarna poszły firmom na rękę, bo na rynku brakuje niektórych surowców.
Szefowie państwowych instytucji nadzoru wskazują, że w wyniku wojny na Ukrainie, inflacji i rosnących cen energii, przed producentami żywności stoją nie lada wyzwania i trzeba ułatwić im radzenie sobie w warunkach niedoborów produktów.
Na rynku brakuje na przykład oleju słonecznikowego, którego głównym producentem była Ukraina. A tymczasem olej słonecznikowy jest ważnym składnikiem wielu przetworzonych produktów spożywczych.
Opakowania również są problemem
Oprócz braku surowców, problemem są także opakowania. Firmy muszą coraz dłużej czekać na kolejne partie opakowań. Przed wojną czekało się na nową partię opakowań miesiąc, teraz czeka się nawet kilka miesięcy. Jak tłumaczą państwowi nadzorcy, w takiej sytuacji konieczność szybkiego wprowadzenia zmian recepturowych, przy jednoczesnym braku możliwości technicznych adekwatnej zmiany opakowań może skutkować brakiem pełnej zgodności oznakowania niektórych środków spożywczych ze wszystkimi uregulowaniami w tym zakresie. Firmy stanęłyby przed dylematem, czy przestać produkować i nie dostarczać swoich produktów na rynek, czy narazić się na poważne konsekwencje. Wiązałoby się to również z niebywałym marnotrawstwem żywności.
Dlatego w świetle nowych ustaleń, jeśli producent olej słonecznikowy zastąpi olejem rzepakowym i nie poinformuje o tym na etykiecie, to nie poniesie odpowiedzialności. Elastyczne podejście do producentów będzie jednak możliwe tylko w wyjątkowych sytuacjach. Firma będzie musiała udowodnić, że nie miała dostępu do danego składnika i musiała go zastąpić innym.
Źródło: dziennik.pl