W środę, 11 maja doszło do aresztowania Kardynała Josepha Zena z Hong Kongu. Powód? Pomoc protestującym.
Prześladowania religijne w Chinach
Chiny nie są krajem znanym z poszanowania wolności. Rządząca tam partia komunistyczna jest przeciwko jakiejkolwiek religii. Zwłaszcza takiej która nie jest im bezpośrednio podporządkowana. Na zachodzie kraju ujgurscy muzułmanie są umieszczani w obozach reedukacyjnych a niektórzy są przymusowo sterylizowani.
Kilka lat temu było głośno o prześladowaniach Falun Gong, chińskiej grupy wyznaniowej. Mówiło się o porywaniu wyznawców i wycinaniu ich organów aby sprzedawać je na czarnym rynku. Chiński rząd postrzega religię jako zagrożenie dla swojej władzy. Jeśli ta w jakikolwiek sposób bezpośrednio podważa autorytet dyktatorskiej władzy może się spodziewać brutalnej odpowiedzi. Ten błąd popełnił Kardynał Zen angażując się w protesty w Hong Kongu. Sami dobrze wiemy co może się z nim stać na przykładach Jerzego Popiełuszki i Prymasa Wyszyńskiego.
Aresztowanie kardynała
Kardynał Joseph Zen od początku swojej kościelnej kariery był związany z Hong Kongiem. Tam pełnił funkcję biskupa i tam też pozostawał po mianowaniu na kardynała. Podczas protestów w mieście związanych z stopniowym usuwaniem autonomii Hong Kongu Zen nie potępił bezpośrednio władzy. Jedyne co robił to pomagał prowadzić fundusz mający na celu pomoc protestującym. Mimo to został uznany za wroga władzy i aresztowany. Wraz z nim zostali aresztowani także współorganizatorzy.
Władze Chińskiej Republiki Ludowej postawiły mu zarzut konszachtów z obcymi siłami. Jego dalszy los wisi w powietrzu. Watykan wyraził zaniepokojenie sytuacją na razie jednak może niewiele pomóc. Póki co Stolica Apostolska obserwuje sytuacje. Trudno wyobrazić sobie że katolicy będą prześladowani w Chinach jednak to może być jedną z konsekwencji działań kardynała Zena.
Źródło: PAP
