Holenderski ginekolog Jos Beek wykorzystywał swoją spermę, by leczyć niepłodność swoich pacjentek. W ten sposób lekarz został ojcem nieprawdopodobnej liczby dzieci.
Szczyt działalności ginekologa przypada na lata 70. i 80. XX wieku. Lekarz pracował w nieistniejącym już szpitalu świętej Elżbiety w Leiderdorp. Jego pacjentki nie miały pojęcia, że zapładniane są spermą ginekologa. Myślały, że nasienie pochodzi od anonimowych dawców.
Sprawa wyszła na jaw dopiero w 2021 roku., czyli dwa lata po śmierci lekarza. Do szpitala zgłosiło się wtedy 21 osób. Ich DNA wykazało zgodność z DNA zmarłego ginekologa. Zdecydowano wtedy, że sprawę musi wyjaśnić specjalna komisja. Na jej czele stanęła emerytowana profesor Didi Braat z Centrum Medycznego Uniwersytetu im. Radbouda w Nijmegen.
Cały czas wykrywane są kolejne dzieci ginekologa. Na dzień dzisiejszy stwierdzono, że jest on ojcem 41 dzieci. Najstarsze dziecko urodziło się w 1975 roku, a najmłodsze w 1990 roku. Komisja stwierdziła ponadto, że lekarz był nosicielem choroby genetycznej, która mogła zabić dwoje z jego dzieci. Komisja zaapelowała do wszystkich pacjentek ginekologa, a także ich dzieci, o zgłoszenie się na badania. Możliwe zatem, że liczba dzieci się jeszcze zwiększy.
Dlaczego ginekolog używał własnego nasienia?
Jak stwierdziła komisja, lekarz uważał siebie za ósmy cud świata, za kogoś lepszego od innych, dlatego wolał zapładniać urodziwe pacjentki swoim nasieniem.
– Jos Beek z jednej strony był bardzo zaangażowany w sprawy swoich pacjentów i chciał im pomóc. Z drugiej strony miał ogromną ambicję i uważał się za bardzo odpowiedniego dawcę – napisała komisja w swoim raporcie.
Źródło: wp.pl
