W sądzie w Lęborku doszło do finału głośnej sprawy nurka z Poznania Roberta Szlechta, który utonął przy wraku statku Gustloff w okolicach Łeby. Koledzy nurka, którzy ukrywali sprawę nie poniosą kary.
Robert Szlecht to biznesmen z Poznania, którego pasją były niebezpieczne nurkowania, zwłaszcza w pobliżu wraków statków. W 2012 roku wraz z kolegami udał się na nielegalną ekspedycję w okolicy Łeby, gdzie na dnie morza leży zatopiony niemiecki statek Gustloff . Plotka głosi, że we wraku statku znajdują się skarby, a nawet słynna Bursztynowa Komnata.
Nurek z Poznania nie wrócił już do domu z tej eskapady. Rodzina przez lata zachodziła w głowę, co się z nim stało. Koledzy nie chcieli ujawnić prawdziwego przebiegu wypadków. Przez lata kłamali na przykład, że nurkowali w innym miejscu.
Zbliżanie się do wraku było surowo zabronione
Statek Gustloff ma status podwodnej mogiły, gdyż zginęło na nim od 5 do 9 tys. ludzi, dlatego nie można się do niego zbliżać. Nielegalne nurkowanie wokół wraku grozi surowymi konsekwencjami, a wysokość mandatu może sięgać kilkudziesięciu tysięcy złotych. Bliscy Szlechta podejrzewają, że to właśnie dlatego koledzy nie chcieli powiedzieć, że schodzili na Gustloffa. Rodzina przez lata żyła w niepewności i nie mogła przeprowadzić chociażby postępowania spadkowego.
W 2019 roku członkowie grupy Baltictech znaleźli w końcu ciało nurka. Szczątki Szlechta znaleziono w śródokręciu statku. Badania potwierdziły, że to ciało biznesmena z Poznania. Przyczyną jego śmierci było utonięcie.
Koledzy bez kary
Żaden z kolegów Roberta Szlechta nie został objęty aktem oskarżenia. Nie odpowiedzą kompletnie za nic. Nawet za to, że nie udzielili pomocy koledze, a rodzinę narazili na wysokie koszty poszukiwań. Akt oskarżenia objął tylko organizatora wyprawy, któremu zarzucono, że ukrywał prawdziwy cel wyprawy. Sąd Rejonowy w Lęborku ukarał go grzywną w wysokości 4,5 tys. zł.
Źródło: Onet
