fbpx
Strona głównaWiadomościNieco lepiej na rynku pracy, ale jest strach

Nieco lepiej na rynku pracy, ale jest strach

-

Taki dość ponury dowcip „chodzi” po firmach i ludziach profesjonalnie związanych z obserwowaniem gospodarki:
„Spotyka się wirus grypy z koronawirusem.
– Jak leci? – pyta koronawirus.
– Zabijam tyle, co zwykle – powiada wirus grypy.
– Ja nie zabijam aż tylu ludzi, ale za to mam lepszy public relations – rzecze koronawirus”.

Ponieważ nikt do końca nie wie, jak to jest, czy raczej, jak to dalej będzie z epidemią COVID-19, można przede wszystkim próbować tylko interpretować reakcje rynku przedstawiając historyczne, tzw. twarde dane, do których zaliczamy informacje z Głównego Urzędu Statystycznego.

Pracy tylko trochę więcej

Według GUS, w sierpniu br. firmy zatrudniły 43 tys. pracowników. Był to jednak wzrost wyraźnie niższy niż w lipcu, kiedy to w kolejnym już miesiącu po odmrożeniu gospodarki przyjęto do pracy sporo, bo 66,2 tys. osób. W firmach zatrudniających powyżej 9 osób pracowało 6 mln 295 tys. Polaków. To o 95 tys. mniej niż przed rokiem.

GUS sugeruje, że sytuacja się poprawia. W lipcu tego roku dynamika spadku miejsc pracy wynosiła już tylko 2,3 proc., podczas gdy jeszcze w maju i czerwcu – 3,2 oraz 3,3 proc. Ten pozytywny sygnał dotyczy jednak szczególnie (co wiemy od naszych rozmówców) dużych przedsiębiorstw, nie MŚP. W mniejszych firmach panują przekonanie i obawa, że gdy wygasną rządowe programy wsparcia lub jeśli zaostrzy się sytuacja epidemiologiczna, niekorzystnie wpłynie to na firmy i zatrudnianie.

– Jeszcze przed pandemią zaczął się wyścig o pracowników. Rynek stawał się już rynkiem pracownika, a nie pracodawcy – przypomina w rozmowie z fpg24.pl dr Robert Gwiazdowski z Centrum im. Adama Smitha. – Gdy pierwszy lockdown został zdjęty, przedsiębiorcy byli bardzo wstrzemięźliwi z rozstawaniem się z pracownikami. Nie wiedzieli bowiem, co będzie dalej. Przy tym zdawali sobie sprawę z tego, że jeśli ich zwolnią, a wyjechali ukraińscy pracownicy, to gdyby pandemia się skończyła nie będzie miał kto pracować – uważa ekonomista.

Zdaniem Roberta Gwiazdowskiego Tarcza Finansowa PFR była „w miarę rozsądna, jak na polskie warunki” i pomogła także w tym sensie, że otrzymanie pieniędzy przez firmę było uwarunkowane utrzymaniem stanu zatrudnienia. Jednak co będzie dalej? Tego ekonomista nie próbuje nawet przewidywać.

Co z pensjami i przyszłością?

Średnie wynagrodzenie brutto wyniosło w sierpniu 5 337 zł i było o 4,1 proc. większe niż rok wcześniej. To dane nieco lepsze, niż się spodziewano. Lepsze niż z poprzednich miesięcy, choć oczywiście nie ma mowy o dynamice sprzed pandemii. Warto przypomnieć, że jeszcze w styczniu i lutym tego roku wzrost płac przekraczał 7 proc.

Wygląda więc tak, jakby znowu pensje zaczęły powoli rosnąć, co niektórzy interpretują jako poprawę sytuacji firm. Inni zaś jako skutek presji wywieranej przez pracowników na pracodawcach, by zrekompensowali im rosnące ceny wielu artykułów. Robert Gwiazdowski ma na to jeszcze inne spojrzenie:

– Pamiętajmy, że mamy do czynienia z danymi zagregowanymi – mówi ekonomista. – Odczyt sierpniowy dotyczący wzrostu zarobków bierze pod uwagę także prace sezonowe w rolnictwie. Ze względu na nieobecność wielu Ukraińców podaż pracy, przy niezmienionym popycie, była ograniczona i na to należy wziąć poprawkę – dodaje.

Może się okazać, że lockdown zostanie w Polsce powtórzony. I to wkrótce. Tak jak w Izraelu, Australii czy w Wielkiej Brytanii, gdzie wprowadzono go ponownie – w zależności od kraju w różnym nasileniu i na różne sposoby. Nie mamy żadnych konkretnych informacji na ten temat, ale takie są obawy wyrażane przez przedsiębiorców.

Gdyby kolejne zamrożenie gospodarki stało się faktem (nawet wprowadzane tak jak obecnie; stopniowo, ale obejmując cały kraj) będzie to dramat tysięcy firm oraz setek tysięcy pracowników. Tym razem stracą pracę bezpowrotnie, a mnóstwo biznesów, szczególnie tych mniejszych i niedysponujących zapleczem kapitału, już się nie podniesie.

Kategorie

Najnowsze

Najczęściej czytane

Zobacz również