Wbrew utyskiwaniom lewicowych polityków oraz szerokiej rzeszy aktywistów „ekologicznych” nasz kraj wcale nie jest unijnym zaściankiem, karmiącym rodzimy klimat wyłącznie energią pochodzącą z węgla.
Wspólnotowy ranking dotyczący produkcji energetyki wiatrowej będącej – także w Polsce – najsilniejszą gałęzią sektora odnawialnych źródeł energii sytuuje nasz kraj na silnym czwartym miejscu. Polskę, z produkcją 14 TWh, wyprzedzają tylko Niemcy (96 TWh), Francja (40 TWh) i Szwecja (28 TWh).
Już w najbliższych latach pozycja Polski może jednak znacznie się poprawić, a to dzięki dalekosiężnym planom rządu dotyczącym wzrostu udziału energii produkowanej przez morskie farmy wiatrowe. Bałtyk wciąż stanowi tu niespożyte źródło energii, które czas wreszcie zacząć wykorzystywać.
Znaczne przyspieszenie odnotował w ostatnich latach także segment fotowoltaiki. Instalacje z roku na rok tanieją, co w korelacji ze wzrastającymi cenami energii konwencjonalnej daje obraz Polski jako obszaru o znacznej dodatniej dynamice inwestycji w sektor.
Dodatkowo do funduszy unijnych, które skutecznie rekompensowały koszty prosumenckich inicjatyw, dołączył rządowy program Mój Prąd oraz możliwość skorzystania z ulgi podatkowej. Te ułatwienia sprawiły, że Polska „puka do drzwi” krajów, które przeznaczają największe środki na inwestycje w fotowoltaikę.
Dziś produkcja energii pochodzącej z OZE w Polsce pochodzi z wiatru – około 10 procent, biopaliw – około 6 procent oraz fotowoltaiki – 1,5 procent. Eksperci radzą jednak nie przywiązywać się do obecnego podziału, ponieważ przesunięcie w stronę zielonej energii w naszym kraju jest wyraźne, jak nigdy dotąd.
Gdzie to polskie OZE?
Okazuje się, że aż 40 procent konwencjonalnych odnawialnych źródeł energii znajduje się w Wielkopolsce, na Pomorzu Zachodnim oraz na Kujawach. Dzieje się tak dlatego, że to właśnie te obszary charakteryzują się dobrymi warunkami do rozwoju energetyki wiatrowej. Prawdopodobnym scenariuszem jest stopniowe pogłębianie się nierówności z powodu rządowych planów, które szczególny nacisk kładą właśnie na energię pozyskiwaną z wiatru.
Wyjątkiem, potwierdzającym w tym przypadku regułę, jest powiat leski w województwie podkarpackim, w którym usytuowana jest elektrownia szczytowo-pompowa o mocy 230 MW. W Lesku, w przeliczeniu na tysiąc mieszkańców, wytwarza się aż 7,8 MW, co jest drugim wynikiem w kraju – zaraz za powiatem sławieńskim w województwie zachodniopomorskim.
W poprzek trendom związanym z wyższą produkcją energii z OZE w północnej części kraju, może zadziałać rozwój sektora fotowoltaiki w południowej części Polski. To tam nasłonecznienie jest najwyższe, choć i tak wskaźniki są tu dwukrotnie niższe niż w państwach południowej części kontynentu. Nie stoi to jednak na przeszkodzie rozwoju sektora fotowoltaiki nad Wisłą, kiedy zauważymy, że Niemcy – kraj o zbliżonych warunkach dla rozwoju sektora – produkują ośmiokrotnie więcej energii elektrycznej wytworzonej z energii słonecznej niż Polska.
OZE może rozwinąć się szczególnie silnie także w częściach kraju charakteryzujących się wysokim poziomem rozwoju rolnictwa. Elementy dziś stanowiące odpady w gospodarstwach mogą bowiem posłużyć do produkcji biogazu. A biogaz ma w Polsce ogromny potencjał, który w ostatnich latach dostrzegać zaczęły także władze centralne i samorządowe, które uruchamiają programy mające na celu aktywizację jego produkcji.
Naukowcy z Uniwersytetu Przyrodniczego w Poznaniu wyliczyli, że potencjał biogazu wytworzonego przy użyciu samych tylko odpadów rolniczych, wynosi 31 TWh, co odpowiada 18 procentom energii elektrycznej wytwarzanej w kraju. O tym, że zwiększenie jego produkcji jest możliwe świadczy przykład Niemiec, które dziś wytwarzają ponad 30-krotnie więcej biogazu niż Polska.
W najbliższych latach należy spodziewać się w naszym kraju znacznego przesunięcia terytorialnych akcentów produkcji energii pochodzącej ze źródeł odnawialnych. Najpewniej wiązać się to będzie z – nie tak niemrawym, jak w przed laty – rozwojem samego sektora OZE w Polsce.