W makroekonomii dominuje podejście tzw. REH, czyli hipoteza racjonalnych oczekiwań. Czy jest to – według Pana – uzasadnione i jaka jest tego główna przyczyna?
Hipoteza racjonalnych oczekiwań zyskała na znaczeniu w odpowiedzi na niepowodzenie istniejących modeli makroekonometrycznych Tinbergena-Kleina, w celu wyjaśnienia zjawiska stagflacji mającej miejsce w latach 70. Milton Friedman skrytykował te modele za to, że mają adaptacyjne (wybiegające wstecz) oczekiwania, a nie oczekiwania wybiegające w przyszłość, które, jak twierdził, są bardziej „racjonalne”. Gdyby związki zawodowe spodziewały się wzrostu cen ropy i energii w następnym roku, wynegocjowałyby wyższe płace nominalne, aby chronić realne płace swoich pracowników. Niewątpliwie rozsądne jest założenie, że związki zawodowe, firmy i konsumenci mają patrzeć w przyszłość, natomiast ich oczekiwania co do niej mają znaczenie dla ich dzisiejszych decyzji gospodarczych. Jednak zwolennicy REH kierują się tym rozsądnym podejściem w sposób skrajny. Zakładają (moim zdaniem błędnie) nie tylko, że oczekiwania mają wybiegać w przyszłość, ale także, że wszystkie możliwe przyszłe stany świata są znane dzisiaj. Oznacza to, że agenci wiedzą, jak działa gospodarka. Jest to tzw. „perfekcyjne przewidywanie”. Korzystając z tych dwóch założeń, ekonomiści głównego nurtu mogą zastosować techniki dynamicznej optymalizacji międzyokresowej dla działań ekonomicznych podmiotów – ponieważ w końcu gdybyś znał wszystkie możliwe przyszłe wydarzenia w twoim życiu, byłbyś w stanie podjąć te decyzje, które przyniosą ci możliwie najlepszy rezultat.
Problem w tym, że te dwa założenia leżące u podstaw REH nie są rozsądne. Co gorsza, one są błędne. Po pierwsze, nie znamy i nie możemy znać wszystkich możliwych przyszłych stanów świata. Wystarczy wrócić do grudnia 2019 r. i spróbować sobie przypomnieć, co wtedy myśleliśmy o tym, jak będzie wyglądał rok 2020. Nikt nie spodziewał się koszmaru związanego z pandemią COVID-19. Żyjemy w stanie niepewności (jak podkreślają Frank Knight i John Maynard Keynes) i dlatego nie możemy poznać przyszłości. Istnieją znane jak i nieznane niewiadome. Pierwsze założenie jest błędne, w efekcie czego błędnym także staje się drugie założenie: z powodu niepewności możemy się mylić przez długi czas i wiele razy. Na przykład rynki obligacji nie są dobre w przewidywaniu inflacji. Jeśli rynki obligacji nie są w stanie przewidzieć inflacji, w jaki sposób związki zawodowe, firmy, czy konsumenci mają ją z powodzeniem przewidywać? Odpowiedź brzmi: nie mogą. Jednym z kluczowych powodów jest to, że agenci nie znają „właściwego” modelu gospodarki – żeby było jasne, nawet ekonomiści go nie znają.
Jeśli nie REH, to co? Wiemy, że istnieje co najmniej kilka alternatyw. Może w takim razie jedna z nich?
Każda rozsądna alternatywa musi zaczynać się od uznania, że przyszłość jest w rzeczywistości niepewna, że prawdziwy model gospodarki jest nieznany, a wiele z tego, co robimy, jest zdeterminowane naszymi stosunkami społecznymi. Jak podkreślał Keynes, oczekiwania są konstruowane społecznie, ponieważ wszyscy mamy do czynienia z niewiadomymi, zarówno znanymi, jak i nieznanymi. W związku z tym przyglądamy się wiarygodnym, szanowanym źródłom opinii eksperckich w gazetach, raportach rządowych, raportach Międzynarodowego Funduszu Walutowego itp. Następnie zbierając i przetwarzając informacje z tych źródeł oraz wymieniając nasze poglądy między sobą, dochodzimy do tymczasowego spojrzenia na przyszłość (np. przyszła inflacja). Po pojawieniu się nowych informacji, które zaburzają nasz wcześniejszy pogląd, aktualizujemy i zmieniamy nasze oczekiwania. Kluczową kwestią jest to, że zachowanie jest wybiegające w przyszłość, ale w sposób zdeterminowany społecznie – a uczenie się i adaptacja mają fundamentalne znaczenie dla tego, jak budujemy nasze oczekiwania.
W jednym z artykułów skrytykował Pan modele DSGE (dynamiczne stochastyczne modele równowagi ogólnej). Jakie są ich największe wady?
We wspomnianym artykule wymieniłem 10 większych problemów z modelami DSGE. Wyjaśniłem już, dlaczego REH się myli i to była jedna z tych 10 wad. Nie będę powtarzał wszystkich pozostałych dziewięciu problemów. Pozwolę sobie przytoczyć dwa z nich. Po pierwsze, twórcy DSGE twierdzą, że makromodele powinny opierać się na mikro-fundamentach – zaś te mikro-podstawy muszą wywodzić się z neoklasycznego zachowania optymalizacyjnego w gospodarce, w którym agenci nie mają do czynienia z niepewnością.
To twierdzenie jest błędne pod wieloma względami. Po pierwsze, dlaczego te mikro-podstawy miałyby ograniczać się do optymalizacji zachowań? Nie ma dobrego teoretycznego lub empirycznego powodu, dla którego tak musi być. Jest to wybór ideologiczny. Po drugie, założenie, że wyniki makro można zredukować do mikrozachowań, jest redukcjonistyczne. W rzeczywistości wyników makroekonomicznych nie można zredukować do decyzji mikro, ponieważ interakcje mikroekonomiczne pomiędzy podmiotami generują efekty synergii (suma jest większa niż poszczególne części), a także dlatego, że na mikrodecyzje często ma wpływ rozwój sytuacji makroekonomicznej. Teoretycznie tzw. twierdzenie Sonnenscheina-Mantela-Debreu z lat 70. stanowi matematyczny dowód na to, że zagregowanych wyników nie można przypisać decyzjom mikroekonomicznym. Twierdzenie modelujących DSGE, że makromodele powinny być wyprowadzane z mikro-fundamentów, jest zatem nienaukowe i nieproduktywne – należy je odrzucić.
Po drugie, modele DSGE to modele barterowych (niepieniężnych) transakcji pomiędzy agentami. W większości przypadków pieniądze nie są uwzględniane w tych modelach, a jeśli są uwzględniane, odgrywają drugorzędną rolę w analizie. Jest to niezwykłe, ponieważ żyjemy w gospodarkach produkcji pieniężnej, w których pieniądz odgrywa fundamentalną, centralną rolę. Oznacza to, że modele DSGE pomijają dużą część działania i dlatego nie mogą wyjaśniać rzeczywistego świata, w którym zmiany monetarne często destabilizują realną gospodarkę. Podejście DSGE jest tak wąskie, że według własnych założeń jest bezużyteczne do analizy i tworzenia polityki.
Skoro ten rodzaj modelowania ma wady, to jaka jest alternatywa?
We wspomnianym wcześniej artykule dotyczącym DSGE wymieniam pięć lub sześć alternatyw. Istnieje wiele alternatywnych modeli i podejść do modelowania, które działają lepiej w zakresie analizy ekonomicznej i analizy polityki niż modele DSGE. Twierdzenie, że „nie ma alternatyw”, jest bardzo przydatnym trikiem retorycznym stosowanym przez modelujących DSGE, aby uciszyć osoby spoza głównego nurtu i wywołać przekonanie, że skoro nie ma alternatywy dla modeli DSGE, musimy je dalej ulepszać i że jest to jedyna droga naprzód. Chodzi mi o to, że modele DSGE to ślepa uliczka. Niezależnie od tego, ile czasu i wysiłku poświęcimy na te modele, jest to czas stracony. Można byłoby go poświęcić na dalszy rozwój istniejących alternatyw. Niektóre z nich, o których wspominam w moim artykule, to: strukturalistyczna makroekonomia Lance Taylora, makromodele typu stock-flow consistent (SFC) Godley-Lavoie oraz nowoczesne modele makroekonometryczne Ray Faira.
Trwa kryzys spowodowany pandemią COVID-19. Czy uważa Pan, że myśl ekonomiczna może znaleźć skuteczne rozwiązanie tego problemu?
Nie, przynajmniej obecna myśl ekonomiczna nie może przynieść rozwiązania, ponieważ jest częścią problemu. Proszę zapoznać się z moim artykułem: https://www.ineteconomics.org/research/research-papers/lessons-for-the-age-of-consequences-covid-19-and-the-macroeconomy. Makroekonomia oparta o DSGE zawsze podkreślała surowość fiskalną (reguły fiskalne), cel inflacyjny (poprzez politykę monetarną) i reformy strukturalne (deregulację rynku pracy) jako kluczowe składniki zdrowej polityki makro – i te składniki były odpowiedzialne za gwałtownie rosnące nierówności w krajach OECD, większą niepewność zatrudnienia i cięcia kosztów infrastruktury i polityki zdrowia publicznego. W rezultacie kraje OECD były źle przygotowane na COVID-19, a w wielu z nich dramatyczne skutki Sars-COV-2 są spowodowane wcześniejszymi słabościami w zakresie zdrowia, nierównościami i brakiem bezpieczeństwa. W odpowiedzi na kryzys zdrowotny kraje zwiększyły wydatki, a kwestia oszczędności fiskalnych nie wydają się już dominującą. Międzynarodowy Fundusz Walutowy i OECD wzywają do wprowadzenia nowych reguł fiskalnych, a banki centralne po raz kolejny powróciły do nadzwyczajnych interwencji monetarnych. Pytanie brzmi, czy te zmiany będą trwały po zakończeniu kryzysu zdrowotnego. Nie oczekuję fundamentalnych zmian w perspektywach polityki czy makroekonomii. Mówi się już więcej o rosnącej inflacji i zadłużeniu publicznym – i wydaje mi się prawdopodobne, że kiedy minie strach zdrowotny, wszystko wróci do „normalności” (co nie jest normalne, jak argumentuję w drugim artykule). Tak więc makropolityki typu awaryjnego keynesizmu pomogły nam poradzić sobie z kryzysem zdrowotnym, ale (jak stało się po krachu finansowym z 2008 r.) najprawdopodobniej makroekonomiści powrócą do swojego normalnego sposobu myślenia, który – niestety – opiera się o te nieszczęsne modele DSGE, które moim zdaniem są zawodową kompromitacją.
Rozmawiał Kamil Goral