Prokuratura na Dolnym Śląsku nie odpuszcza mężczyźnie, który śmiał wejść do kościoła w nakryciu głowy. Mężczyzna ścigany jest już piąty rok!
Do zdarzenia doszło w wigilię 2016 roku. 24-letni Bartosz Horobowski wszedł do kościoła, stanął w przedsionku świątyni, ale nie zdjął czapki z głowy, czym zdenerwował proboszcza Andrzeja Adamiaka, który strącił mężczyźnie czapkę z głowy. Zachowanie proboszcza zdenerwowało z kolei mężczyznę i wywiązała się awantura, do której przyłączali się kolejni parafianie. Księdza wsparł tez organista, gospodyni i ojciec jednego z ministrantów. Horobowski zaczął nagrywać przebieg wypadków swoimi telefonem. Całe zdarzenie zostało też utrwalone na taśmach monitoringu. Widać na nich, jakie emocje i wzburzenie targały parafianami. Zapomnieli, że znajdują się w kościele. Przestał liczyć się Bóg, wiara, liczyło się tylko to, żeby dopiec mężczyźnie. Rozemocjonowany ksiądz upuścił tacę z opłatkami, które wylądowały na posadzce i zostały podeptane przez wiernych. Tymczasem dla wiernych to grzech śmiertelny. Opłatek symbolizuje bowiem ciało Chrystusa.
5 lat ścigania
W tej sprawie jak na dłoni widać, jak działa u nas sądownictwo. Proboszcz cała sprawę zgłosił do prokuratury. Śledczy dwa razy odmówili zajęcia się sprawą, ale za trzecim razem skierowali akt oskarżenia przeciwko Horobowskiemu. Śledczy zarzucili młodemu mężczyźnie pobicie księdza. W sprawie zapadły trzy różne wyroki. Mężczyzna była skazany, a później uniewinniany. Ostatecznie zadecydować musiał Sąd Najwyższy, który odrzucił wniosek prokuratury o kasację uniewinnienia.
To jednak nie koniec
Mężczyźnie nie zamierzali odpuścić zawzięci parafianie. Donieśli na mężczyznę organom ścigania, że nie zdejmując czapki z głowy obraził ich uczucia religijne. W pierwszej instancji mężczyzna został uniewinniony. Prokuratura jednak złożyła zażalenie. Los mężczyzny wciąż jest niepewny.
Źródło: NOIZZ
